Tilt - Hinterland

Artur Chachlowski

ImageCzłonkowie grupy Tilt, Robin Boult (g), David Stewart (dr) oraz Steve Vantsis (bg, g, k), najbardziej znani są z zespołu towarzyszącego na koncertach Fishowi. Razem z gitarzystą Paulem Humphreysem oraz wokalistą Paulem Dourleyem nagrali materiał, który wypełnia ich pełnowymiarową debiutancką płytę zatytułowaną "Hinterland". W jej nagraniu, w charakterze zaproszonych gości, wzięli udział dwaj renomowani muzycy: John Beck (It Bites) i John Mitchell (Lonely Robot/Kino/Arena/It Bites/Frost), a także keyboardzista Irvin Duguid.

Można powiedzieć, że panowie Vantsis, Stewart i Boult (choć ten ostatni w nieco mniejszym stopniu, gdyż jego nazwisko wymieniono w książeczce innym kolorem niż resztę członków zespołu) wyrwali się „spod panowania Fisha” i wydali materiał, którym zaprezentowali zupełnie inny materiał niż na solowych albumach Wielkiego Szkota. Dlatego od razu zastrzegam: nie spodziewajmy się na „Hinterland” klimatów a’la Fish. Choć utwory są długie (cztery spośród nich, a więc połowa, trwają po ponad 8 minut) i nie mają piosenkowej konstrukcji (być może najbardziej pod to określenie można podciągnąć jedynie balladę „Against The Rain” oraz nagranie „No Superman”), nie mają one też progrockowego charakteru. Muzycy Tilt używają raczej stosunkowo luźnej i pojemnej stylistyki progresywnego rocka, przyprawiają ją szczyptą elektroniki, rocka, grunge’u oraz nadają kompozycjom własne indywidualne cechy. Dlatego raczej określiłbym je jako alternatywne. Choć nie wszystkie. Na przykład taki „Growing Colder” z ciekawą partą końcowej orkiestracji czy finałowy, przesiąknięty elektronicznymi brzmieniami bardzo powoli, ale skutecznie rozwijający się „Disassembly…” z pewnością zadowolą słuchaczy lubiących ambitne rockowe granie. Reszta jest już trochę cięższa, ale nie znaczy to wcale, że nieprzystępna. Weźmy kompozycję tytułową czy pilotujące album nagranie „Bloodline” – oba dość przystępne, szybko zapadają w pamięć i całkiem fajnie się ich słucha jako pojedynczych utworów.

No i jest jeszcze w tym gronie mój faworyt: „Strontium Burning”, który – przynajmniej na razie – robi na mnie najlepsze wrażenie. Ale jak będzie za jakiś czas? Tego nie wiem, bo album „Hinterland” to typowy „grower” i im dłużej się go słucha, tym więcej wyłapuje się smaczków, których nie słychać przy wcześniejszych przesłuchaniach.

Natomiast co wyraźnie na płycie „Hinterland” słychać, to to jakimi dobrymi muzykami są członkowie zespołu Tilt. Nic dziwnego, że od lat współpracują z Fishem, który – wiadomo – otacza się zawsze najlepszymi. No i na koniec chciałbym podkreślić rolę śpiewającego Paula Durleya. To naprawdę świetny wokalista, jego barwa głosu odrobinę przypomina mi Stuarta Adamsona z grupy Big Country. Warto więc zwrócić uwagę na ten szkocki zespół, który płytą „Hinterland” znacznie poszerzył granicę stylistycznych wpływów progresywnego rocka.

Album dystrybuowany jest w Polsce przez firmę Oskar.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!