Zespół New Model Army powrócił niedawno ze swoim nowym albumem zatytułowanym „Winter”. Jest to następca wydanego trzy lata temu krążka pt. „Between Dog And Wolf”, który był najwyżej ocenianym albumem New Model Army od czasu wydania „The Love Of Hopeless Causes” w 1993 roku. Najnowszy krążek ma spore szanse na równie wysokie oceny.
„Winter” to bardzo mocna i emocjonalna płyta. Od mrocznego epiku w postaci utworu „Beginning”, który ją otwiera, aż do ostatniego kawałka, „After Something”, album rozwija kierunki, które pojawiły się już na poprzednim wydawnictwie, ale nawiązuje także do klasycznych i najstarszych produkcji zespołu. Trzeba pamiętać, że korzenie grupy wywodzą się wprost z punk rocka i nowej fali, lecz w ostatnim czasie, a już na pewno na „Winter”, gra ona muzykę, którą tak naprawdę trudno jest jednoznacznie skategoryzować.
To po prostu dobry rock. Czasem mroczny („Beginning”, „Stragoula”), czasem zaskakująco lekki i zwiewny (akustyczny „Die Trying”), czasem rebeliancki i zadziorny („Burn The Castle”, „Part The Waters”), czasem tętniący rozedrganym nowofalowym brzmieniem („Echo November”, „Weak And Strong”), czasem zadziwiająco poukładany (posłuchajcie znakomitych refrenów w nasączonym głębokim rytmem perkusji „Born Feral” czy w promującym płytę na singlu przeboju „Devil”), chwilami wręcz epicki („Winter”), lecz zawsze interesujący i intrygujący. Tak, cały album „Winter” to zbiór pełnokrwistych, zagranych z żarem i nieczęsto spotykaną pasją utworów.
Założyciel, wokalista i główny kompozytor zespołu, Justin Sullivan, który jest jedynym członkiem New Model Army pamiętającym czasy oryginalnego składu, mówi tak: ”Between Dog And Wolf” otworzyło dla nas wiele drzwi, jeżeli chodzi o komponowanie. Płyta „Winter” jest dużo bardziej zespołowa niż poprzednia. Przy miksie zdecydowaliśmy się na bardziej agresywne, mniej wygładzone brzmienie.
Czy w istocie tak jest? Jeżeli kogoś odstraszają punkrockowe początki zespołu i dawno doń przylepiona nowofalowa etykietka, temu powiem: odrzućcie uprzedzenia i dajcie szansę tej płycie. Godzina muzyki na niej zgromadzona wynagrodzi Wasze zaufanie i odpłaci się Wam feerią dźwięków o nieczęsto spotykanej urodzie. I choć w brzmieniu New Model Army wciąż słychać ten charakterystyczny „brud”, to całej płyty słucha się wręcz znakomicie.
Nie od dziś wiadomo, że muzyka New Model Army najlepiej wypada w wersji live. Polscy słuchacze już niedługo będą mieli okazję przekonać się o tym na własnej skórze, gdyż w październiku Justin Sullivan i spółka przyjeżdżają do naszego kraju aż na sześć koncertów.