Początek naszej opowieści o brytyjskiej formacji Cairo (uwaga! Nie mylić z amerykańską grupą Cairo, która z powodzeniem działała w latach 90. ubiegłego wieku) musi dotyczyć całkiem innego zespołu. Punktem wyjścia jest formacja o nazwie Touchstone. Jej losy śledziliśmy na łamach MLWZ.PL od samego początku jej działalności, a jej lider, Rob Cottingham, był nawet gościem naszej audycji. Było to równo dziesięć lat temu. Od tego czasu w Tamizie upłynęło sporo wody, a także ukazało się sześć wydawnictw firmowanych nazwą Touchstone (cztery pełnowymiarowe albumy oraz dwie EP-ki).
Często porównywany – głównie za sprawą żeńskiego wiodącego wokalu (najpierw Liz Clayden, potem Kim Saviour) – do grup pokroju Mostly Autumn, Magenta, Karnataka, Panic Room czy The Reasoning, zespół nie przebił się jednak do świadomości szerszego grona słuchaczy, będąc skazanym na miejsce gdzieś w „drugiej lidze” brytyjskiego prog rocka. W odniesieniu sukcesu nie pomogła nawet pomoc znanego aktora Jeremy Ironsa, który użyczył grupie Touchstone swojego głosu w narracji na płycie „Wintercoast”, a także współpraca ze znanym z gry m.in. w Arenie i It Bites, producentem Johnem Mitchellem. Nic więc dziwnego, że Cottingham postanowił rozwiązać swój zespół i zdecydował się powołać do życia zupełnie nową formację. Chciał po prostu coś zmienić. I zmiany poszły naprawdę daleko. Zmienili się wszyscy muzycy, delikatnym retuszom poddana została też stylistyka. Zmieniło się praktycznie wszystko. Wszystko za wyjątkiem producenta, Johna Mitchella, pod którego czujnym okiem w Outhouse Studios dokonano rejestracji nowego materiału, który 3 października ukaże się na płycie zatytułowanej „Say”. Zmieniła się też nazwa grupy, bo wspomniany album firmuje formacja, której Cottingham nadał nazwę Cairo.
„Rozpędziłem wahadło mojej muzyki w nieco innym kierunku. Bardziej w stronę serca, duszy i ludzkich emocji niż w kierunku totalnej abstrakcji, jak było to w przypadku Touchstone. Chciałem, by gitary brzmiały ciężej, a klawisze nabrały bardziej ambientowego i elektronicznego charakteru. Dużo więcej czasu poświęciłem też na produkcję mojego wokalu i głosu Rachel” – mówi Rob Cottingham. Wspomniana Rachel to Rachel Hill – wokalistka w grupie Cairo, a na płycie „Say” towarzyszą jej: James Hards na gitarach, Paul Stocker na basie i Graham Brown na perkusji. Cottingham gra na instrumentach klawiszowych i śpiewa. I odpowiedzialny jest za wszystkie kompozycje wypełniające program płyty „Say”. A także za teksty. Niektóre z nich dotyczą spraw osobistych (jak nieuchronnie zbliżająca się śmierć chorego na raka przyjaciela zespołu w „Dancing The Gossamer Thread”), niektóre spraw bardziej uniwersalnych (jak oskarżenie wymierzone w amerykańską administrację za niewystarczające środki przeznaczone na zabezpieczenie ludności Nowego Orleanu przed huraganem „Katrina”), a niektóre są po prostu celnymi obrazkami na temat otaczającej nas rzeczywistości (jak np. „Shadow’s Return”, w którym wykorzystano narrację w wykonaniu Nicka Yarrisa – Amerykanina, który po dwudziestu latach spędzonych w celi śmierci został w 2004 roku uniewinniony dzięki przeprowadzeniu nowoczesnych badań DNA).
A muzycznie? Muzycznie album „Say” jest mocno zróżnicowany. Mamy tu utwory o naprawdę różnym i dość rozstrzelonym charakterze: począwszy od otwierającego całość instrumentalnego wstępu pt. „Cairo”, poprzez dynamiczne „Say”, liryczne „Searching”, obdarzony pompatycznym finałem „Back To The Wilderness”, nostalgiczny początkowy fragment „Dancing The Gossamer Thread”, ambientowo-elektroniczne „Shadow’s Return” i „Wiped Out”, na wskroś ambientowe „Nothing To Prove Reprise”, „Random Acts Of Kindness Part 1” oraz końcowy fragment „Dancing The Gossamer Thread”, poprzez utwory o wybitnie piosenkowym charakterze („Katrina”) aż po pełen rozmachu progrockowy epik („Nothing To Prove”, który z następującą po nim repryzą stanowi wspaniałą trzynastominutową minisuitę). Wszystkie rozpisane na dwa (męski i żeński) wokale. Część z nich składa się z kilku segmentów (jak np. „Shadow’s Return Prologue” i „Shadow’s Return”, „Katrina” i „Katrina Breathe Mix” czy „Nothing To Prove” i „Nothing To Prove Reprise”), ale prawdę powiedziawszy na pytanie czy produkcje grupy Cairo bardzo różnią się od tego, co Rob Cottingham robił w przeszłości z grupą Touchstone, to z ręką na sercu odparłbym, że poza wspomnianą już (nieco) większą dawką elektroniki, (nieco) cięższych gitar oraz (nieco) większej ilości sekwencerów, utwory obu grup utrzymują się w dość podobnej stylistyce. Jeżeli już szukamy różnic, to warto podkreślić mocniej wyeksponowane brzmienie basu (doskonale to słychać np. w utworze „Searching”) oraz liczne pozamuzyczne wstawki (oprócz narracji Nicka Yarrisa, m.in. także głosy Dalai Lamy, prezydenta Busha, radiowych spikerów informujących o rozmiarach katastrofy związanej z huraganem Katrina, etc.). No i jest jeszcze jedna ważna różnica: muzyce grupy Cairo zdecydowanie przybyło jakości.
Jeżeli miałbym porównać te zmiany i różnice do innego, dobrze znanego zespołu z Wysp Brytyjskich, to Cairo różni się mniej więcej tak samo od Touchstone, jak Galahad na płycie „Following Ghosts” i następnych różni się od wszystkich swoich poprzednich albumów. Co summa summarum skłania mnie do konstatacji, że w przypadku „Say” mamy do czynienia z naprawdę dobrą i wartościową płytą. Do takiego wniosku doszedłem po wielokrotnym uważnym przesłuchaniu albumu Cottinghama i spółki. Każde kolejne przesłuchanie tej płyty powoduje, że odkrywam w niej coś nowego. I, proszę mi wierzyć, wciąż dzieje się to za każdym nowym podejściem do albumu „Say”. Nudzić się przy nim nie ma szans.