Huxley Would Approve - Grave New World-Part One

Artur Chachlowski

ImageCzy to już zespół czy tylko muzyczny projekt jednego człowieka? A może dwóch ludzi? Praktycznie za całą stronę muzyczną odpowiada Niemiec, Reiner Schneider. Teksty, szata graficzna oraz koncept płyty jest dziełem Kanadyjczyka, Joe Bolieiro. Wokalnie Rainera wspomaga Judith Mattes-Schneider. Instrumentalnie – ale tylko sporadycznie i naprawdę w niewielkim wymiarze – udzielają się też Olaf Arweiler i Werner Melchior. To niecodzienne combo występuje pod szyldem Huxley Would Approve i jak wskazuje jego nazwa zainspirowane jest literacką twórczością angielskiego powieściopisarza Aldousa Huxleya (1894-1963), a właściwie jego kultowym antyutopijnym dziełem „Nowy wspaniały świat” (w oryginale: „Brave New World”). Tytuł płyty jednoznacznie nawiązuje do tej powieści, a subtelna zamiana jednej literki to nie tylko zwykła gra słów, ale fraza oddająca sens koncepcji albumu opracowanej przez Bolieiro. Kwestie semantyczne odłóżmy jednak na bok. Interesuje nas przede wszystkim muzyka.

A może ona, przynajmniej w uszach większości odbiorców, okazać się ewidentnym nawiązaniem do późnego Watersowskiego okresu działalności grupy Pink Floyd. Niewątpliwie coś w tym jest. Powiedziałbym, że najbliżej jest jej do „The Final Cut”. Rainer Schneider swoim śpiewem, artykulacją, grą na wielu instrumentach, budowaniem klimatu i, w ogóle totalnym przekazem, jednoznacznie nawiązuje do twórczości i stylistyki Rogera Watersa. Co więcej, żeńskie chórki, a także, jak w utworze „Flowers”, główne linie wokalne w wykonaniu Judith także podkreślają tę charakterystyczną atmosferę nagrań Pink Floyd (chórkowe ooooooh, aaaaaaah…).

Świadczy już o tym otwierający płytę jednominutowy „Rewind”, będący właściwie zlepkiem różnych efektów dźwiękowych zakończonych eksplozją, z której wyłania się pierwszy właściwy utwór – „Blue Morpho Part One – Cockoon”, z delikatnymi, przypominającymi Gilmourowskie akordy, partiami gitar. Jako żywo przypomina to klimat floydowskiej muzyki. Odczucie to pogłębia kolejny, tym razem już wokalny, utwór: „Darkness”. Wokal – jakby klon Watersa, mroczna i gęsta muzyka – niczym żywcem wyjęta z „The Final Cut”. To siedem minut epickiego grania (i śpiewania: Reiner cedzi słowa przez zęby niczym Waters w swoich charakterystycznych melorecytacjach, a w tle żeński chórek niczym echo powtarza za nim słowne frazy). Wszystko co dociera do naszych uszu krzyczy ostentacyjnie: „uwaga, uwaga, naszą muzykę inspirują Floydzi!”… Teraz słyszymy kroki, trzaśnięcie drzwiami i rozpoczyna się twór nr 4. To kompozycja tytułowa: klimatyczna, uduchowiona, nastrojowa i znowu bardzo Watersowska w swoim brzmieniu i przekazie. I to do tego stopnia, iż niejeden fan uwierzyłby, że to nie utwór grupy Huxley Would Approve, a jakieś nieznane nagranie byłego lidera Pink Floyd. W końcówce tego utworu słyszymy dźwięki kapiących kropli, z których wysłania się kolejna kompozycja. Jej tytuł to… „Echo” (czy mówi Wam to coś???). Pełna jest ona dźwiękowych soundscape’ów, dobiegających gdzieś z oddali rozmów, klimatycznych pociągnięć syntezatorów i spokojnego, niespiesznego, ale jakże charyzmatycznego wokalu Reinera Schneidera. Wszystko to zawieszone jest – wiem, że się powtarzam, ale znowu muszę to powiedzieć – w atmosferze naszpikowanej typowo pinkfloydowskimi brzmieniami.

Czy komuś mało jeszcze tych odniesień? No dobrze. Otóż następne i najdłuższe na płycie nagranie „Flowers” rozpoczyna się od… beczenia owiec. To trochę inny utwór od reszty kompozycji wypełniających program płyty „Grave New World”. Owszem, swoim klimatem doskonale wpisuje się w całość, ale stanowi on wyłom w tym sensie, że tym razem główną linię wokalną wykonuje Judith (zresztą jest ona współkompozytorką tego utworu), dopiero w drugiej części dołącza do niej, i też tylko na krótką chwilę, Rainer i to głosem przepuszczonym przez interkom. Wydaje się, że jest to najważniejsze nagranie na płycie i – paradoksalnie – najmniej jest w nim tych typowo floydowych nawiązań, choć nie znaczy to wcale, że w ogóle są tu one nieobecne. Są, szczególnie w podniosłym zakończeniu. Ten epicki finał „Flowers” to znak, że oto rozpoczyna się finałowa część albumu. Jest ona złożona z dwóch kolejnych instrumentalnych, a przy tym bardzo klimatycznych nagrań: „Blue Morpho Part Two – Throw Me A Line” oraz „Levitation”. Znów pełne są one gitarowych soundscape’ów, utrzymanych w tonacji moll fortepianowych melodii i wszechobecnych krążących w głośnikach odgłosów rozmów. Pewnie same w sobie nie obroniłyby się jako niezależne i samodzielne utwory, ale umieszczone w otoczeniu innych tematów, w finale tego albumu jako swoiste ich uzupełnienie, a właściwie dopełnienie muzyki, którą słyszymy „Grave New World”, brzmią doprawdy wybornie. Na samym końcu albumu otrzymujemy jeszcze pewną informacją zakodowana alfabetem Morse’a. Przypomina się „Radio K.A.O.S.”...

Jeszcze kilka słów o okładce (oczywiście autorstwa Joe Bolieiro, który wewnątrz książeczki tekst każdej kompozycji zilustrował efektowną grafiką): czarne tło, w środku owal, a w nim wpisana ludzka sylwetka. Projekt trochę lapidarny, ale przy tym idealnie przemawiający do wyobraźni. Nie wiem jak Wam, ale według mnie wydaje się jakby wyszedł prosto z agencji Hipgnosis, której nadworny grafik, Storm Thorgerson, był autorem wielu okładek płyt grupy Pink Floyd.

Być może powyższy opis oraz pierwsze zetknięcie z muzyką Huxley Would Approve wywoła u niektórych odruch niechęci i dezaprobaty dla tak ewidentnych muzycznych odwzorowań. Otóż nie, chciałbym wszystkich uspokoić. To prawda, że niniejszy album pełen jest licznych floydowskich naleciałości, a może i nawet zapożyczeń. Ale po pierwsze, nie są one natrętne, nachalne i niemiłe, a po drugie – tej płyty naprawdę słucha się dobrze. Ba, przy odpowiednim nastrojeniu słucha się jej wręcz znakomicie!

Osobiście cieszę się, że pełny tytuł tego wydawnictwa opatrzony jest dopiskiem „Part One”, gdyż nie ukrywam, że już teraz z niecierpliwością czekam na dalszą część tej fascynującej muzycznej opowieści. Podobno ma ona ukazać się już na początku przyszłego roku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!