Na pewno są niesztampowi. Są trudni do zdefiniowania. Na pewno grają eklektycznie. Na pewno są nietuzinkowi. I na pewno trudno przejść wobec ich muzyki w sposób obojętny.
Mowa o Kanadyjczykach z grupy o nazwie Half Past Four. Funkcjonują na rynku od ponad dziesięciu lat, w 2009 roku recenzowaliśmy na naszych łamach ich debiutancki album „Rabbit In The Vestibule” (tytuł równie oryginalny, jak ich muzyka), potem zniknęli nam nieco z horyzontu, ale - jak się okazuje – po wydaniu przed trzema laty drugiej płyty, „Good Things”, powracają teraz z kolejnym wydawnictwem – minialbumem (trwa on ledwie 26 minut z sekundami) zatytułowanym „Land Of The Blind”.
Jeżeli miałbym porównać do kogoś muzykę Half Past Four, to wskazałbym na King Crimson z początku lat 80., z tym że mikrofon dzierży w dłoni kobieta, Kyree Vibrant. Ale gdy słucham tak po kolei pięciu utworów wypełniających najnowszy krążek, to nasuwają się coraz to nowe porównania: a to Kate Bush, a to muzyka Yes z okolic „Tormato”, a to gdzieniegdzie pojawi się jakiś floydowy akcent… Słuchacz trzymany jest przez zespół w nieustannym szachu. Z utworu na utwór należy spodziewać się niespodziewanego. Jeżeli dodamy do tego, że w swoje utwory wplatają czasem cytaty z muzyki klasycznej (tak dzieje się m.in. w „One Eyed Man”), że nie boją się coverowania (doskonale poradzili sobie ze zwariowaną piosenką „Toronto Tontos” oryginalnie wykonywaną przez Maxa Webstera), że raz śpiewają po angielsku, a raz po francusku, że oprócz Kyree słyszymy też męskie wokale, a w dodatku bohaterką jednej (kto wie czy formalnie nie najciekawszej?) kompozycji uczynili… windę, to przyznacie sami, że czasami trudno się w tym wszystkim połapać.
Ale wiecie co? Zadziwiające w tym wszystkim jest jedno: to wszystko ma swój sens. Słucham i słucham tej nowej muzyki Half Past Four i proszę mi wierzyć: trudno jest mi się od niej oderwać.
Kyree Vibrant śpiewa, Dmitry Lesov gra na basie i Chapman sticku, Igor Kurtzman obsługuje instrumenty klawiszowe, Constantin Necrasov gra na gitarach, a Marcello Ciurleo na perkusji. Patrzę na te nazwiska i w sumie nie wierzę, że są Kanadyjczykami. W ogóle trudno uwierzyć, że eksperyment w postaci ich muzyki może się udać. Ale wbrew wszystkiemu udał się! Mają niesamowity instynkt, mają pasję, mają pomysły i wiedzą jak je realizować. Ich nowa płyta jest tak pokręcona, że aż… może się podobać.