„The Rock”. To więcej niż skała. Grupa SBB nadała wieloznaczny tytuł swojej nowej płycie. „Rock” oznaczać może solidność, pewność, stabilność, a z drugiej może być też stylistyczną wskazówką dotyczącą muzyki wypełniającej to wydawnictwo. Osobiście skłoniłbym się do pierwszej z tych dwóch interpretacji. Bo aczkolwiek nowy album SBB to płyta na wskroś rockowa (chyba najbardziej rockowa w całej dyskografii zespołu), to będę jednak bronić tezy, że przeważają na niej akcenty liryczne, nastrojowe, a chwilami nawet sentymentalne. A przy tym nad wyraz solidnie.
Według słów lidera zespołu, Józefa Skrzeka, ta płyta to powrót do muzyki, od której kiedyś SBB zaczynało – do muzyki na wskroś rockowej właśnie. Ale trzeba przyznać, że ten powrót nie okazał się drogą do jakiejś wielce dynamicznej odmiany tego gatunku. Wręcz przeciwnie. Większość utworów wypełniających ten album, poza dwoma, może trzema wyjątkami, to utwory spokojne, nastrojowe, brzmiące niezwykle dojrzale. Słychać wyraźnie, że Józef Skrzek i Apostolis Anthymos hałaśliwy okres buntu zostawili już dawno za sobą. Postawili tym razem na dojrzałość, smak i elegancję. Tak, „The Rock” to bardzo elegancka płyta. Płyta nagrana przez wybornych muzyków i adresowana do wyrobionego słuchacza. W jej nagraniu wziął udział węgierski perkusista Gabor Nemeth, którego pamiętamy z popularnej w latach 70-tych formacji Scorpio. Mało tego, w jednym z utworów refreny (i to do tego w swoim ojczystym języku) zaśpiewał inny Węgier: Tamas Somlo z formacji Lokomotiv GT. A sam Józef Skrzek – jak to zazwyczaj na płytach SBB bywa – śpiewa raz po polsku, a raz po angielsku.
Album sprawia wrażenie bardzo wyważonego. Panuje na nim wspaniały nastrój, podkreślany partiami moogów, organów Hammonda i fortepianu z jednej, a ciekawymi partiami „rzeźbiącej” gitary – z drugiej strony. Właściwie każdy z 9 utworów wypełniających płytę „The Rock” stanowi odrębną historię i o każdym można byłoby napisać oddzielny elaborat. Bo otwierająca całość „Skała” jest przecież jednoznaczną wskazówką, że poruszać się będziemy po solidnych rockowych terytoriach, „Płonące myśli” zaśpiewane niczym modlitwa do Ojca uderzają swoim niezwykłym uduchowionym klimatem, w rozimprowizowanym instrumentalnym utworze „In Heaven And Hell” zespół puszcza wodze fantazji i daje niezwykły popis swoich ogromnych technicznych możliwości, „Silence” to przeurocza melodyjna ballada z refrenem, który szybko zapada w pamięć, „Sunny Day” to kolejny dostojnie zagrany liryczny utwór o ogromnym potencjale. Podobne rzeczy można powiedzieć o „My Paradise”, w którym zespół uderza jednak już nie tylko w liryczną strunę, ale potrafi zagrać z prawdziwym wykopem. Na osobną wzmiankę zasługuje „Pielgrzym” dedykowany pamięci Czesława Niemena. To utwór przejmująco zaśpiewany przez Skrzeka do wiersza C.K.Norwida z aranżacyjnie bogatą, a przy tym niesamowicie efektowną jazzującą finałową partią instrumentalną. No i są jeszcze dwa kolejne utwory umieszczone na końcu płyty. Zarówno w „Akri” jak i w „Zug A Zene Mindenhol” (to w nim wokalnie udziela się Tamas Somlo) powracają liryczne klimaty, z tym, że w tym drugim jest zdecydowanie bardziej rockowo, z przytupem, z wykopem godnym finału tego niezwykle ciekawego albumu.
Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że bardzo udała się ta płyta grupie SBB. W przeciwieństwie do swojego poprzednika (album „New Century” z 2005 roku) panuje na niej bardziej jednorodny nastrój. Spójność, dojrzałość, muzyczna elegancja, dbałość o każdy szczegół, a przy tym spokojny, dostojny i wysmakowany klimat całej płyty – to cechy, którymi zespół SBB po raz kolejny oczarował swoich fanów.
P.S. Specjalna wersja tego albumu poszerzona jest o dwa bonusowe nagrania: „Śpiewanie o imionach” oraz „Gazela”. Stanowią one udane wzbogacenie zasadniczego programu tej bardzo udanej płyty.