Quidam - Alone Together

Artur Chachlowski

ImageNa początku pomyślałem sobie, że - oględnie mówiąc – ktoś chyba delikatnie przesadził. Albo, że przynajmniej nie zgrzeszył skromnością. We wszystkich materiałach promocyjnych dotyczących nowej płyty grupy Quidam przy opisie albumu „Alone Together” pojawiało się słówko „fenomenalny”. Żart? Brak skromności? Zręczny chwyt marketingowy? A może po prostu wiara we własne umiejętności? Duma z dobrze wykonanej roboty? Nieskrywane zadowolenie z finalnego produktu?...

No właśnie, spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki naprawdę jest nowy album tego, pochodzącego z Inowrocławia i od lat należącego do czołówki polskiego art rocka, zespołu. Przy okazji darujmy sobie wstęp w postaci przypominania historii Quidamu. Napisano o niej, także na łamach MLWZ.PL, chyba już wszystko. Doskonale wiadomo, dlaczego zespół ten znajduje się w tym konkretnym miejscu i dlaczego akurat w takiej konfiguracji osobowej. Czy to dobrze, że nie ma już w grupie Emili Derkowskiej, czy źle? Proponuję byśmy wszelkie dywagacje na temat jej odejścia z Quidamu też odłożyli sobie na bok. W zespole Quidam śpiewa teraz Bartek Kossowicz. I to jest fakt niezaprzeczalny, by nie powiedzieć wprost: dla losów zespołu wręcz zbawienny. W grupie nadal występują jej wieloletni członkowie: Zbyszek Florek, Maciek Meller i Jacek Zasada, a także dwa nieco młodsze stażem nabytki – Mariusz Ziółkowski i Maciek Wróblewski. Trzeba przyznać, że wszyscy oni mocno wtopili się w nowe oblicze zespołu i wyraźnie słychać, że doskonale pracuje się im razem. Chyba jeszcze lepiej niż na „odrodzeniowej” płycie „SurREvival” (2005). Stęsknionym za starymi czasami powiem na pocieszenie, że na „Alone Together” można jednak usłyszeć Emilę (występującą tu jako Emilia Nazaruk), która śpiewa w chórkach w utworze „Kinds Of Solitude At Night”. Jej mąż, Piotr Nazaruk, udziela się gościnnie na cytrze oraz na tak dziwnym instrumencie, jak xaphoon. Szczególnie ciekawie wypada to w otwierającym płytę utworze „Different”. Zresztą trzeba podkreślić ogromną wagę, jaką Quidam przywiązuje do swojego brzmienia. Na nowej płycie udało się grupie osiągnąć krystalicznie czysty sounding, a w dodatku utrzymywać jednorodny klimat całej płyty. Ten równy, a zarazem wysoki poziom utrzymuje się przez cały czas trwania tego albumu, a charakterystyczny „feeling” w grze zespołu, do którego coraz częściej odwołują się już nawet zagraniczni wykonawcy, nie pozostawia ani przez moment żadnych wątpliwości, że słuchamy Quidamu, a nie jakiegoś innego zespołu. Choć trzeba przyznać, że na tym albumie jest też kilka małych niespodzianek. Największą jest chyba kończąca zasadniczą część płyty nastrojowa kompozycja „We Are Alone Together”. Oparta na ambientowym rytmie bębnów i dźwiękach łkającej gitary liryczna piosenka jest niewątpliwie nową jakością w brzmieniu zespołu. Inne zaskoczenie to lekko rapująca partia wokalna w połowie trwania utworu „Depicting Colours Of Emotions” połączona z fajną melodią graną na klawiszach, a utrzymaną w stylu… Supertramp. Zresztą bardzo dużo na nowej płycie Quidamu niezwykle ciekawych partii instrumentalnych. Zbyszek, Maciek M. i Jacek przechodzą samych siebie, a chyba największy popis dają w „They Are There To Remind Us”, gdzie ich indywidualne partie nakładają się na siebie kaskadowo. Nie muszę chyba dodawać, że ich gra nie wypadałaby tak efektownie, gdyby nie rewelacyjna praca „młodej” sekcji rytmicznej.

No i jest jeszcze coś, co może wydać się odrobinę kontrowersyjne. Otóż długimi chwilami muzyka na nowej płycie Quidam kojarzy mi się z kompozycjami formacji Mike And The Mechanics. Ze zdziwieniem dostrzegłem to przy pierwszym przesłuchaniu, a przy każdym następnym utwierdzałem się w tej opinii coraz bardziej. Posłuchajcie na przykład „They Are There To Remind Us”. Czyż nie mam racji?

Na osobną wzmiankę zasługuje część tekstowa albumu. Jej autorem są Bartek Kossowicz i Marta Nowosielska. Płyta traktuje o samotności, o różnych przejawach osamotnienia, bolesnego szczególnie wtedy, gdy wokół nas pełno innych ludzi. O byciu „samotnym razem”. Symbolicznym tego obrazem jest okładka, która już sama w sobie daje sporo do myślenia i idealnie nawiązuje do lirycznego przesłania albumu. Niby razem, a osobno... Autorem obrazu jest, nie jakby się komuś mogło wydawać Zdzisław Beksiński, a młody polski artysta mieszkający w Anglii, Michał Florczak. Bartek Kossowicz w doskonały sposób interpretuje teksty, a w kończącym całość, dołożonym jako swoiste postscriptum, „But Strong Together”, w ironiczny sposób rozprawia się z nierzetelnymi krytykami rzucającymi bezmyślne opinie i w powierzchowny sposób traktujący to, o co w recenzowanym dziele tak naprawdę chodzi. Tytuły utworów układają się w zdania, które stanowią przesłanie całego albumu, są wyrazem myśli przewijających się w tekstach oraz stanowią swoiste podsumowanie treści poszczególnych utworów. Bardzo oryginalny to pomysł, z którym, przyznam szczerze, nie spotkałem się wcześniej.

„Alone Together” to bez żadnych wątpliwości najbardziej dojrzały album w dorobku grupy Quidam. Zespół prezentuje na nim wysoką formę i przedstawia odbiorcy kawał muzyki na naprawdę wysokim poziomie. Wykonuje ją na ogromnym luzie, z niesamowitą swobodą i pewnością siebie. Z pewnością co do własnych umiejętności i wartości swojej muzyki. I za to mu chwała. Bo robi to naprawdę dobrze.

Na „Alone Together” Quidam prezentuje ponad godzinny materiał zagrany zwięźle i precyzyjnie, bez żadnych upadków, za to z wieloma artystycznymi wzlotami. Wykonany nienachalnie, bez zbędnego zadęcia. Zespół w przedziwny sposób znalazł złotą formułę, dzięki której jego muzyka nabiera cech lekkości, zwiewności i staje się przyjazna odbiorcy już od pierwszego przesłuchania. I dotyczy to także słuchaczy niekoniecznie gustujących w art rockowych klimatach. Natomiast na bardziej wymagającego odbiorcę, któremu zechce się wgryźć głębiej w tę muzykę, czeka prawdziwa nagroda. Bo nowa muzyka Quidamu najpierw niewinnie intryguje, a zaraz potem powoli, acz nieustannie, narasta i narasta. Wzbiera niczym powracająca fala, przywołuje pewne kojarzenia i prowokuje do myślenia. Nie pozwala na to, by słuchacz pozostał wobec niej obojętnym. Wciąga. Powolutku odsłania swoje tajemnice. A gdy już po którymś z kolei przesłuchaniu dźwięki zaczynają same grać w naszych uszach, to bezwiednie budzimy się mocno wciśnięci w fotel z wrażenia. Tak, z wrażenia, bo na płycie „Alone Together” grają nie tylko melodie. Grają też  uczucia i emocje. 

Naprawdę dobra to płyta. Wiem, że przez wielu została już okrzyknięta „płytą roku”. Osobiście poczekałbym jeszcze jakiś czas z taką opinią, gdyż przez skórę czuję, że znam ten materiał jeszcze za krótko, by głosić tak kategoryczne sądy. Jednak z tego, co już dotarło do moich uszu, wiem na pewno, że jest to mój ulubiony album Quidamu.  A przecież poprzeczka wisiała wysoko, bo poprzednie nie były wcale złe. Czas zbliżających się podsumowań i plebiscytów z pewnością bezbłędnie zweryfikuje prawdziwą wartość niniejszego albumu.

Ktoś napisał, że to album „fenomenalny”? Ktoś nazwał go „płytą roku”? Hmm... Tak sobie myślę, że w tych stwierdzeniach niewątpliwie coś  jest...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!