Wojtek Szadkowski, Robert Amirian i Krzysiek Palczewski… Trzech byłych „kolaży” gra na nowej płycie Satellite. Nic dziwnego, że na „Into The Night” odżywają klimaty znane z pamiętnego i przełomowego dla grupy Collage albumu „Moonshine”. Tym bardziej, że i Sarhan Kubeisi (g) i znany z Petera Pana basista Jarek Michalski idealnie wpisują się w stylistykę, z której od lat słyną kolejne projekty dowodzone przez Wojtka Szadkowskiego. Także i tym razem jest on autorem wszystkich kompozycji wypełniających nową płytę Satellite. On także (za wyjątkiem utworu „Around The World”) ułożył wszystkie linie wokalne, które swoim natchnionym głosem śpiewa Amirian. Wygląda więc na to, że zespół Satellite powrócił z trzecią w swoim dorobku płytą „Into The Night” w życiowej formie, choć przyznam, że na samym początku wydawało mi się, że jest całkiem odwrotnie.
Po jednym - dwóch przesłuchaniach byłem mocno rozczarowany. Przyznam szczerze, że wydawało mi się nawet, że „Into The Night” to artystyczna klapa i zbiór mało udanych, niepotrzebnie udziwnionych kompozycji. Jednak przy którymś z kolejnych razów, niczym za sprawą magicznej różdżki nastąpiło tajemnicze „klik” i… muzyka Satellite ze zdwojoną siłą zaatakowała moje uszy swym niezwykłym czarem i wdziękiem. Nie wiem czemu przypisać ten dość długi okres „zaprzyjaźniania się” z muzyką z nowej płyty zespołu. Być może byłem ostatnio zbyt zabiegany, najwidoczniej (biję się w piersi) na początku nie poświęciłem temu albumowi wystarczającej ilości czasu i nie okazałem się wystarczająco cierpliwy. Być może jednak to kwestia samej nowej muzyki Satellitów, która najwyraźniej narasta przy każdym kolejnym przesłuchaniu. Koniec końców, bardzo polubiłem ten album i gdyby ktoś dzisiaj, po miesiącu obcowania z tym materiałem, spytał mnie o najlepszą (a przynajmniej moją ulubioną) płytę nagraną przez Satellite, to bez wahania wskazałbym właśnie na „Into The Night”.
Co podoba mi się najbardziej, to to, że na albumie tym panuje idealna symbioza pomiędzy elektroniką, a brzmieniami akustycznymi. Zespół umiejętnie porusza się po obrzeżach różnych odcieni rocka zabierając słuchacza w niezwykłą podróż, której celem jest tytułowa noc. O tym opowiada otwierające płytę nagranie tytułowe. Dość mroczne, wciągające i prowokujące do myślenia. Doskonale wprowadzające słuchacza w atmosferę reszty albumu. O czym opowiada płyta „Into The Night”? Oddajmy głos liderowi zespołu: „Utwór „Dreams” to odrzucenie, zachęcające do tego, by poznać siebie samego i zacząć żyć po swojemu. „Daytime Skyline” to opowieść anioła, który nie może dotrzeć do ludzi i gryzie się tym wyobcowaniem. Krótki instrumental „Lights” to uspokojenie, nocny spacer po rozświetlonych blokowiskach z rozjarzonymi światłami w oknach, w których czają się tysiące odrębnych ludzkich losów. „Don’t Walk Away In Silence” to próba dialogu pomiędzy ludźmi. Każdy zasługuje na zrozumienie i odpowiedź na wołanie. W „Heaven Can Wait” poznajemy historię człowieka walczącego o życie, a w „Forgiven And Forgotten” wyczuwamy pojednanie i prośbę o wybaczenie. Dwa dołożone do całości bonusowe nagrania „Time Stands Still” i „Around The World” spinają całość nowego materiału swoistą klamrą i stanowią codę całej płyty”.
Wszystkie te utwory stanowią jednorodną stylistycznie całość, w którą doskonale wpisują się osobowości poszczególnych muzyków tworzących zespół. Pomimo tego, że niniejszy album można by śmiało nazwać „dzieckiem” Szadkowskiego, to reszta muzyków na czele z Sarhanem i jego wyjątkowej urody solówkami, a przede wszystkim debiutującym w zespole Jarkiem, niczym wiano wnoszą w brzmienie zespołu pewne nowe, często zaskakujące elementy. Jednym z nich jest „bondowski” temat w utworze „Around The World”. Innym przykładem jest swingujący temat jakby żywcem wyjęty z dorobku Simply Red w „Forgiven And Forgotten”. Zresztą takich smaczków na płycie „Into The Night” jest więcej. Wystarczy uważnie posłuchać całego albumu (do czego gorąco namawiam), a odkryje się ich całe mnóstwo. Dowodzi to tego, ze zespół nie tylko ciężko pracował nad tą płytą, ale przy okazji doskonale bawił się dźwiękami.
W sumie „Into The Night” to naprawdę udana płyta Satellitów. Mam tylko jedną uwagę: Wojtek niepotrzebnie ze zwykłej (pardon, w jego przypadku finezyjnej) gry na perkusji stara się czasami na siłę uczynić „kulturę wysoką”. Przez to zdarzają się takie momenty na płycie (na szczęście nie jest ich zbyt wiele), że forma zaczyna przerastać treść. Ale i tak nie zmienia to ogólnej, bardzo wysokiej oceny, na którą niewątpliwie zasługuje najnowsze dzieło zespołu Satellite.