Do idei instrumentalnych koncept albumów zawsze podchodziłem z dużą rezerwą. Jakże tu opowiadać o danym zagadnieniu / problemie / wydarzeniu / temacie / historii* (* niepotrzebne skreślić) bez używania słów? Owszem, muzyka jest najwspanialszą platformą pobudzającą wyobraźnię, ale wydaje się, że do tych samych dźwięków jeden odbiorca jest w stanie „wyprodukować” sobie epicki fresk pełen zapierających dech w piersiach zwrotów akcji, a inny „zobaczy” filmik, którego poziom fascynacji dorównywać będzie co najwyżej scenie dziobania ziarna przez stado kur w kurniku.
Niemniej takim konceptualnym albumem jest właśnie instrumentalny krążek „The Circle” firmowany przez włoskiego multiinstrumentalistę Dante Roberto. Jego ‘treść’ wyjaśniona jest przez autora w dość górnolotnych słowach: „Nuty, które rodzą się wraz z upływającym czasem, pomysły, które powoli nabierają kształtów oraz sekwencje dźwięków, które długo dojrzewają, spotykają się ze sobą i po latach przeradzają się w kompozycje. Czas zatrzymuje je w miejscu. Jest jak trwający wieczność moment. Każdy z nas żyje tymi nieskończonymi chwilami zapętlonymi w kręgach czasu… Przeszłość żyje w nich w teraźniejszości, która z kolei ujawnia się w przyszłości…”.
Krąg. „The Circle” – trwający niespełna trzy kwadranse instrumentalny album włoskiego nauczyciela muzyki, wszechstronnie wykształconego kompozytora klasycznych utworów, wieloletniego sympatyka prog rocka i prog metalu. Grający na instrumentach klawiszowych Dante Roberto, bo o nim cały czas mowa, zaprosił do nagrania płyty basistę Salvatore Amatiego oraz perkusistę Alessandro Neapolitano, a także trzech gitarzystów (Luca Nappo, Salvatore Rosso, Alex Milella). Wraz z nimi zaprezentował dwa przenikające się ze sobą światy: świat rocka i świat muzyki klasycznej. Najokazalej wypada to w trzyutworowej suicie „Dante Suite” oraz w zamykającej album kompozycji „Toccata”, w której szlachetne dźwięki klawesynu toczą nieustającą walkę z klimatem latynoskiej fiesty. Mnie osobiście najszybciej do serca trafiła delikatna, pełna uduchowionego liryzmu kompozycja „Open Your Heart” oraz genialnie potraktowany soczystymi i melodyjnymi solówkami gitar i syntezatorów utwór „Lisea”. Jest też na tym krążku sporo dobrego jazz rocka (jak w „All Change”), muzyki funk („Funky Disco”), dużo jest neoklasycznych i progmetalowych wpływów, sporo niezłego technicznego grania, jest wreszcie wielowątkowy, trwający aż 10 minut progresywny epik „Tra fuoco e fiamme”. Takich właśnie klimatów spod znaku symfonicznego rocka utrzymanego w stylu solowych dzieł Ricka Wakemana czy też grup Emerson Lake & Palmer i Banco del Mutuo Soccorso jest na tym albumie najwięcej.
Dlatego myślę, że to właśnie sympatykom brzmień spod znaku tych wyżej wymienionych wykonawców, ta wyrazista i przekonywująca (czego raczej nie mogę powiedzieć o samym, jak dla mnie, mocno wydumanym koncepcie) muzyka Dante Roberto powinna najszybciej przypaść do gustu.