Są takie płyty, które zarazem przyciągają i odpychają. Płyty, których nie sposób wysłuchać w całości, ale gdy odłożysz je na półkę, to korcą by po chwili znowu kręciły się w Twoim odtwarzaczu. Czasem masz ich dość, ale praktycznie nigdy o nich nie zapominasz. Intrygują, wabią, odpychają… Czasem denerwują, by po chwili niespodziewanie sprawiły Ci nieopisaną radość. Są jak piękna i niedostępna kobieta… Tak właśnie jest z nową, trzecią już w dorobku grupy Schizofrantik płytą zatytułowaną „Ripping Heartaches”. Jeśli masz bujną wyobraźnię i jeżeli chcesz wiedzieć co by było, gdyby swoje siły połączyli King Crimson z Frankiem Zappą oraz gdyby dodali do tego jeszcze szczyptę elementów twórczości Beli Bartoka, to album ten idealnie oddaje ducha tej – z pozoru – dziwacznej muzycznej hybrydy.
Grający na gitarach i śpiewający lider zespołu, Martin Mayrhofer, odważnie prowadzi swoje kompozycje poprzez różnorodne style i gatunki, a jednocześnie udaje mu się nigdy nie zgubić kręgosłupa, wokół którego kręci się jego muzyka. Połamane rytmy, rozliczne synkopy, matematycznie precyzyjne akcenty, nieoczywiste techniczne rozwiązania, brutalne wybuchy sonicznego hałasu oraz sąsiadujące z nimi melancholijne melodie… Jedna wielka muzyczna kreatywność. To jest fundament, na którym zbudowane są poszczególne kompozycje, z którymi mamy do czynienia na nowej płycie tego niemieckiego zespołu.
Nie jest to lekkie granie. Nie jest to muzyka łatwa. Ale całej płyty słucha się zadziwiająco przyjemnie. Szerokie spektrum muzycznych nastrojów wydaje się być na „Ripping Heartaches” niewyczerpane niczym studnia bez dna. Dynamicznym łamańcom w stylu karmazynowego „Red”, jak w otwierającym we wspaniały sposób to wydawnictwo utworze „Satan And Death Separated By Sin” (to blisko 13 minut autentycznie porywającego grania!) towarzyszą piosenkowe w tradycyjnym ujęciu nagrania „A New Day” i „Why Is My Mind?”. Jest w tym wszystkim jeszcze miejsce na dramatyczny, idealnie oddający charakter wojny utwór „Children Stopped Crying In Aleppo”, a także na tematy chyba najbliższe tradycyjnej definicji prog rocka, jak zamykający całość kolejny długas – „Infinity”. I co ciekawe, bardzo często te wszystkie wahania nastrojów i stylów dzieją się w obrębie jednego nagrania, czego najlepszym przykładem może być numer zatytułowany „Hungry Ghosts”, w którym klimaty i tempa zmieniają się jak w kalejdoskopie. Warto jeszcze dodać, że jest w tym zestawie przypominający swoją atmosferą produkcje grupy U.K. z jej pierwszej płyty finezyjnie wykonany instrumental „Personal Hell”.
Jak to w recenzji debiutanckiej płyty grupy Schizofrantik pt. „Oddities” (2011) obrazowo napisał Robert Węgrzyn: „to płyta, która daje zarówno sporo przyjemności, jak i zadaje niemało bólu”, tak i ja to samo mogę powiedzieć o tym nowym krążku. Warto go bliżej poznać. Ale uwaga, zalecam cierpliwość. Najlepiej anielską. Bez niej nie sposób wgryźć się nie tylko w najlepszy na tym albumie temat „Satan And Death Separated By Sin”, ale także i w inne, głębokie pokłady tej niewątpliwie bardzo ciekawej muzyki.