Khatsaturjan - Armed Forces of Simantipak

Bartłomiej Gajda

ImageHistoria tej recenzji jest równie długa i zawiła, jak materiał zamieszczony na płycie. Dłuży się w nieskończoność i wydaje się, że w przypadku tego albumu, nie liczy się jakość, a ilość. Bardzo zróżnicowane, niespełna siedemdziesiąt minut muzyki, może przytłoczyć konglomeratem różnych muzycznych stylów, nawet najzagorzalszych fanów przysłowiowego grochu z kapustą. Przerost formy nad treścią? Niestety, tak to wygląda.

Armed Forces of Simantipark jest pierwszą płytą fińskiego zespołu Khatsaturjan, który pełnymi garściami czerpie z dokonań takich grup jak: Yes, Genesis i Gentle Giant. Do utworów muzycy wplatają rozwiązania melodyczno-rytmiczne, zaczerpnięte z muzyki klasycznej. Już w pierwszych latach działalności grupy, na początku XXI wieku, członkowie zespołu wykonywali kompozycje z kręgu muzyki klasycznej (np.: Dvoraka, Musorgsky'ego, Prokofiewa), aranżując poszczególne utwory na muzykę rockową. Rezultatem tych zabiegów jest zarejestrowany w 2002 roku mini album Aramsome Sums. Pierwszy pełnowymiarowy album muzycy nagrali w 2004 roku i jest nim recenzowane wydawnictwo. Czego możemy się spodziewać?

Przeważają rozbudowane „pseudosuity”, stanowiące zlepek różnorodnych i często niepowiązanych ze sobą motywów. Dominuje nowoczesna harmonika, z częstymi modulacjami do odległych tonacji. Choć muzycy bardzo rozbudowali aranżację o instrumenty smyczkowe, dęte, to ze względu na wielopłaszczyznowe konstelacje dźwiękowe, zamiast upiększać, dodatkowo przeszkadzają w jej percepcji. Jedenaście utworów stanowi zbór melodii, pozbawionych myśli przewodniej. Całość rozpoczyna się Preludium z iście majestatycznym zacięciem, pełnym pasaży przejętych z muzyki klasycznej. Rozbudowane wielogłosowe wokalizy, łamane rytmy oraz rockowe brzmienia pomieszane z symfonicznymi charakteryzują drugi umieszczony na płycie utwór. Momentami, jak w kompozycji Advent Rise muzycy rozwijają kompozycje, w oparciu o polifonię, wprowadzając przeprowadzenia tematów. Niestety, jest to muzyka daleka od przejrzystości i zegarmistrzowskiej precyzji, charakteryzującej barokowe utwory polifoniczne. W dalszej części albumu odnaleźć można wpływy muzyki jazzowej, musicalu, impresjonizmu (poprzez zastosowanie skali pentatonicznej w kompozycji The Mass) oraz dokonań zespołu Emerson, Lake & Palmer z rozbudowaną muzyką elektroniczną. Gdyby komuś było mało, na zakończenie usłyszeć możemy sakralne śpiewy z iście filmowym zakończeniem.

Szkoda, że z interesującego materiału muzycznego powstała przeciętna płyta. Czasem lepiej jest nagrać dwie krótkie, dobre płyty, niż jedną długą, ale słabą. Na szczęście nie jest to odosobniony przypadek w kręgu muzyki progresywnej, wszak człowiek uczy się na błędach.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!