Dokładnie w trzecią rocznicę trzech koncertów z Chorzowa, Warszawy i Poznania na płycie kompaktowej ukazuje się prawie 80 minut muzyki firmowanej przez formację o nazwie „Józef Skrzek East Wind”. Ten wiatr od wschodu to grono muzyków zza naszej wschodniej granicy, którzy w grudniu 2004 roku towarzyszyli liderowi SBB w koncertach w Planeterium Śląskim, Bazylice św. Krzyża w Warszawie oraz poznańskim klubie „Blue Note”: Roksana Vikaluk - pochodząca z Ukrainy i znana z wcześniejszej współpracy ze Skrzekiem wokalistka obdarzona bardzo interesującym głosem, Michaił Ogorodow - grający na klawiszach weteran petersburskiej sceny progresywno-rockowej oraz Aleksandr Ragazanov rosyjski perkusista o jazzowym rodowodzie. Wraz z nimi występował również Michał Giercuszkiewicz. To perkusista znany z działalności w wielu śląskich zespołach blues rockowych, z grupą Dżem na czele. Sam Skrzek zagrał na wielkich organach piszczałkowych, fortepianie i syntezatorach (minimoog, micromoog, GEM WS2), a także udzielał się wokalnie.
Trzy koncerty składające się na tytułowy tryptyk były wydarzeniami o całkowicie niekomercyjnym charakterze. Dlatego pełna rozlewającego się oniryzmu, rozmarzona muzyka, którą słyszymy na tej płycie, jest w dużej mierze efektem połączenia klasycznego brzmienia kościelnych organów z awangardowym brzmieniem syntezatorów. Na płycie usłyszeć można szereg nawiązań do twórczości macierzystej formacji Skrzeka, jak chociażby "Tysiące planet", a więc utwór SBB, będący ozdobą klasycznej już płyty „Ze słowem biegnę do ciebie”. Podany jest on tutaj w całkowicie nowej instrumentacji, ale jego wspaniały klimat pozostał. Takich przykładów jest zresztą więcej. Weźmy „W kołysce dłoni twych”, czy przepiękną „Pieśń o słońcu niewyczerpanym” do tekstu Jana Pawła II cudownie w pojedynkę zinterpretowaną przez Józefa Skrzeka. W ogóle na „Tryptyku petersburskim” króluje muzyka łącząca elektroniczną refleksyjność i zadumę znaną z solowych płyt Skrzeka z rockowym drivem i jazzowym feelingiem. Lecz zasadniczym wydźwiękiem albumu jest podniosła atmosfera przepełniona zadumą, spokojem, refleksją i dostojeństwem. W trakcie słuchania płyty niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że uczestniczy się w jakimś podniosłym misterium, nieomal w jakiejś uroczystej mszy. W tej muzyce nie ma absolutnie nic z komercji. To muzyka do przeżywania, do słuchania w skupieniu, do głębszego przemyślenia. Chłonąc te nastrojowe dźwięki odnosi się wrażenie, że świat staje lepszy niż w rzeczywistości, że nie ma na nim wojen, przemocy, kataklizmów i nieszczęść. Że niebo jest bardziej błękitne, a trawa bardziej zielona... Warto przez kilkadziesiąt minut, które trwa „Tryptyk”, pobyć w zupełnie innym świecie.