Zespół ten cieszy się w naszym kraju o wiele większym uznaniem niż w swojej rodzimej Francji. Nic dziwnego, wszak między tą kierowaną przez śpiewającego gitarzystę Jeremiego Grimę formacją, a polską publicznością od zawsze panowała dobra chemia, czego dowodem były dwie udane trasy koncertowe po Polsce, w trakcie których The Black Noodle Project występował jako headliner, a także zarejestrowane u nas jedyne w dorobku Francuzów koncertowe wydawnictwo DVD pt. „And LIVE Goes On… In Poland” z 2009 roku.
Wydawnictw do słuchania było za to zdecydowanie więcej. Niektóre z nich ukazywały się w Polsce – to efekt współpracy z poznańską firmą Oskar – a to najnowsze, „Divided We Fall”, które trafi na rynek 4 grudnia br., wydane zostanie przez niemiecką oficynę Progressive Promotion Records.
Od czasu poprzedniego albumu „Ghosts & Memories” (2013) w składzie zaszły spore zmiany. Do dwóch filarów zespołu, Jeremiego Grimy (v, g, k) i Sebastiana Burdeixa (g), dołączył nowy perkusista Tommy Rizzitelli oraz basista Frédéric Motte, który przy okazji wyprodukował cały materiał wypełniający szósty studyjny album w dorobku zespołu.
Pomimo tych personalnych roszad, w brzmieniu The Black Noodle Project nie zaszły poważniejsze zmiany. Gitara oraz głos Grimy brzmią jak zawsze bardzo charakterystycznie i nie sposób już po pierwszych usłyszanych dźwiękach nie rozpoznać kto gra i kto śpiewa. Chociaż trzeba też przyznać, że akurat śpiewania jest na płycie „Divided We Fall”
stosunkowo niewiele. Praktycznie tylko dwa („Ashes To Ashes” i „Left Behind”) spośród siedmiu nagrań wypełniających jej program to utwory wokalne. Reszta to instrumentale. No, może jeszcze „Absolom” to kompozycja, w której słychać głos, ale wykorzystano w niej fragmenty postsynchronów z filmu „Escape From Absolom” znanego w naszym kraju pod tytułem „Kolonia karna”. To obraz science fiction z gatunku filmów kategorii B, ale jedna ze scen – więzienna rozmowa głównego bohatera, Robbina, granego przez Raya Liottę, z sadystycznym Wardenem, której tematem jest fizyczne odosobnienie i psychologiczna izolacja – idealnie pasowała do ilustracji tematów poruszanych przez Grimę na tym albumie. Bo właśnie o samotności, o lęku przed śmiercią i o tym, co po nas pozostanie opowiada nowy album The Black Noodle Project. Przesłanie, które niesie ze sobą tytuł płyty („Divided We Fall” = „Przegramy, gdy damy się podzielić”) jest jasne i czytelne: samotność i duchowa izolacja nie może prowadzić do niczego dobrego. Ostatni utwór na płycie, „Left Behind”, dotyczy innej kwestii: zespół zadaje w nim pytanie co po nas pozostanie, gdy już zejdziemy z tego świata? Czego uda się nam w życiu dokonać, by zapewnić sobie choć odrobinę nieśmiertelności?...
Dlaczego zatem Jeremie Grima o tak ważnych tematach woli opowiadać przy pomocy instrumentalnych kompozycji, czego najlepszym przykładem mogą być dwa lśniące niczym dwie muzyczne perły nagrania otwierające ten album. Śmiem twierdzić, że zarówno „Isolation”, jak i „Memorial” należą do najlepszych utworów kiedykolwiek skomponowanych przez lidera The Black Noodle Project. Pozytywnie wyróżnia się też akustyczny kawałek pt. „Under A Black Sky”. „Wszystko jest kwestią samego procesu twórczego” – mówi Grima – „Kiedy komponuję, myślę o samej muzyce i o instrumentach, które mogę wykorzystać, a wokal jest tylko jedną z możliwych opcji. Nie wszystkie moje kompozycje to ‘piosenki’. Wolę nazywać je ‘utworami muzycznymi’. Kiedy jednak zdecyduję się już śpiewać, to tylko dlatego, że charakter danego utworu tego wymaga. Wokal nie jest więc opcją obowiązkową. A akurat tematykę, o której opowiadają kompozycje z mojej nowej płyty, tą ideę nicości, samotności i psychicznej izolacji, zdecydowanie łatwiej wyraża mi się poprzez dźwięki, niekoniecznie poprzez śpiew. Zawsze na muzykę mojego zespołu patrzyłem poprzez pryzmat wyimaginowanych filmowych soundtracków. Daje mi to prawdziwą wolność twórczą, którą jako muzyk cenię sobie ogromnie” – dodaje.
4 grudnia trafi nam w ręce długo oczekiwany album popularnej Czarnej Kluchy. Poprzez zwiększenie pierwiastka muzyki instrumentalnej jest to album nieco inny od wszystkich poprzednich płyt tego zespołu, ale w gruncie rzeczy nie mamy na nim do czynienia z żadną stylistyczną rewolucją. Na „Divided We Fall” spotykamy ten sam stary dobry The Black Noodle Project, co zwykle. Jak zawsze umiejętnie budujący piękną marzycielską atmosferę, jak zwykle delikatnie zahaczający o pinkfloydowe terytoria, jak zawsze grający wysmakowaną muzykę oraz czarujący ładnymi melodiami i ciepłymi brzmieniami. Dobrze, że wrócili po czterech latach przerwy. Jeszcze lepiej, że wrócili w tak dobrej formie.