To będzie krótka recenzja. Bo i płyta krótka. Właściwie można by ją nazwać minialbumem, gdyż zawiera niespełna 25 minut muzyki. Stanowi je 7 tematów, z czego jeden – „Oscillations du Chaos–part 2” - to zaledwie 40 sekund muzyki składającej się z przedziwnych dźwięków. Zresztą takich dziwacznych, nie zawsze łatwych w odbiorze, brzmień jest na krążku włoskiej grupy N.y.X. znacznie więcej. I włożone są one w ramy utworów o niezbyt dużych rozmiarach. Właściwie tylko dwa fragmenty: „Delightful Illusions” i „Dry Blood”, można uznać za adekwatne, pełnowymiarowe nagrania prog rockowe. W obu słychać wyraźnie wpływy King Crimson, tak z okolic albumu „Discipline”. W obu panuje atmosfera znana chociażby z „Elephant Talk”, czy „The La Hun Ginjeet”. Dużo w tej muzyce improwizowanych partii, momenty dynamiczne mieszają się z spokojniejszymi, nad wszystkim często unosi się duch psychodeliczności. Również i wokal Waltera F. chwilami bardzo upodabnia się do głosu Andrew Belewa.
Walter, oprócz tego, że śpiewa, gra jeszcze na gitarach i basie, a tworzący z nim w duecie formację N.y.X. Danilo A. Pannico - na instrumentach perkusyjnych i syntezatorach. Ich grupa przypomina raczej studyjny projekt, niźli regularny zespół, a ich twórczość posiada duży margines na stylistyczną swobodę, improwizację i eksperymenty w stylu Devil Doll, czy Shylock. Choć grają niełatwą muzykę, to czynią to ze smakiem i z dużą dozą prawdziwego profesjonalizmu. Ich muzyka ma wyraz, ma czar, który potrafi zaintrygować, z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej.
Czasami tak sobie myślę, jakie to wszystko dziwne. No bo gdyby pod tą muzyką podpisany był Robert Fripp i spółka, to recenzenci i publiczność pialiby z zachwytu. Gdyby zaś na przykład za płytą „The Power To Believe” stał zespół pokroju N.y.X, wówczas pewnie nie zainteresowałby się nią nawet pies z kulawą nogą. Dlatego też zachęcam leniwych niedowiarków, bo wytrawnych znawców tematu nie trzeba długo przekonywać, by szybciutko rozglądnęli się za płytą określaną w dorobku Włochów jako „Vol. I”. Warto. Podobno praca nad „Vol. II” jest już w toku, a uczestniczy w niej sam... John Wetton. Więc wydaje mi się, że nowy krążek raczej na pewno nie przejdzie bez echa. Źle by się stało, gdyby recenzowany dzisiaj przeze mnie album został „odkryty” dopiero po ukazaniu się jego następcy.