Walker, Carlton - Avery A Rock Opera

Artur Chachlowski

ImageRock opera o człowieku, który pisze rock operę. Sztuka w sztuce. Film w filmie. Rock opera w rock operze… Taką wielopiętrową konstrukcję wymyślił dla swojego dzieła amerykański muzyk i kompozytor Carlton Walker. Zamiłowanie do podróżowania, a nade wszystko studia antropologiczne na Uniwersytecie Tennessee zainspirowały go do tego stopnia, że napisał libretto, które jest chyba jednym z najdziwniejszych, a zarazem jednym z najbardziej oryginalnych, jakie pamięta historia muzyki rockowej. „Wiele lat temu odbywałem praktyki archeologiczne w Gwatemali i Belize. Pomiędzy tymi dwoma krajami panował wówczas konflikt polityczny, bowiem Gwatemalczycy uważali Belize za część swojego terytorium. Sytuacja była tak napięta, że wydawało się, że lada dzień rozpocznie się inwazja wojskowa. Wraz z tysiącami cudzoziemców zostaliśmy ewakuowani do kraju, a dosłownie kilka dni po moim powrocie do domu, stolicę Gwatemali nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, które pochłonęło życie wielu ofiar. To tragiczne wydarzenie odwróciło uwagę od konfliktu politycznego, a z czasem stosunki pomiędzy Belize, a Gwatemalą szczęśliwie unormowały się jakoś” – mówi Walker.

Zadziwiające jest to, że napięcie polityczne w krajach Ameryki Łacińskiej może mieć przełożenie na muzykę rockową. Otóż, całe to wydarzenie zainspirowało Carltona Walkera do napisania historii młodego współczesnego kompozytora, Avery Manna, który komponuje rock operę na podstawie pewnej średniowiecznej sztuki. Idzie mu to powoli, a w konsekwencji wytwórnia płytowa zrywa z nim kontrakt. Zawiedziony Avery zostaje bez środków do życia. Postanawia więc wyruszyć w podróż do tropikalnej dżungli w Ameryce Środkowej. Gdy przebywa w Belize dowiaduje się, że pewna niezależna firma zainteresowana jest jego muzycznym dziełem. W dniu, w którym Avery postanawia wrócić do kraju dowiaduje się o desancie wrogiej armii. W Belize zostaje wprowadzony stan wyjątkowy, a nasz bohater pozostaje uwięziony w obcym kraju...

Te i dalsze perypetie Avery Manna są kanwą opowieści, którą słyszymy na wydanej niedawno przez Carltona Walkera płycie. Rock opera w rock operze. Dzieło tyleż zawiłe (przynajmniej z literackiego punktu widzenia), co ambitne i skrojone na miarę niskobudżetowych, niezależnych produkcji. Bo do takich z całą pewnością należy zaliczyć niniejsze wydawnictwo. Dlatego muzyka, która słyszymy na tym albumie (jest jej dużo – ponad 70 minut) nie posiada w sobie raczej epickiego rozmachu, czy wielkich złożonych orkiestrowych aranżacji, jak to przystało na klasyczne rock opery. Przeważa skromne instrumentarium. Carlton gra na syntezatorach, organach, gitarze basowej, flecie, a także śpiewa. Wspomagają go zaprzyjaźnieni muzycy: Ben Weaver gra na perkusji, John Cisco na instrumentach smyczkowych (wiolonczele, skrzypce), a Jeff Malash na gitarach. Rola tych dwóch ostatnich jest niezwykle ważna, bowiem na płycie króluje akustyczny klimat kreowany głównie przez dźwięki 12-strunowych gitar (brzmiących często tak jakby grał na nich sam Steve Hackett) i skrzypiec.

Jak już wspomniałem, może muzyka na albumie „Avery A Rock Opera” nie ma dostatecznego rozmachu, ale ma w sobie wdzięk i nadzwyczaj miłą uszom delikatną akustyczność. Głos i sposób interpretacji Walkera przypomina nieco młodego Petera Gabriela, a atmosfera jego muzyki jest jakby wypadkową pomiędzy słynnym „Barankiem na Broadwayu”, a „Quadrophenią” grupy The Who. Nie sposób opisywać zawartości tego albumu utwór po utworze (jest ich w sumie 20), gdyż poszczególne fragmenty w sposób płynny łączą się ze sobą, łagodnie przechodząc jedne w drugie, a pewne tematy muzyczne przewijają się kilkakrotnie podczas trwania tej rock opery. Do najbardziej typowo progresywnie brzmiących fragmentów zaliczyłbym „Excerpt From Everyman”, „Hot’n Humid Jungle” oraz przepiękny instrumentalny temat „North By Northeast”. Ale podkreślę raz jeszcze: tej płyty najlepiej słucha się w całości, gdyż muzyka i towarzyszące jej słowa stanowią jedną zamkniętą całość. Nie nastawiajmy się jednak na potężne brzmienia i monumentalny rozmach. Nie usłyszymy tu chórów, orkiestry, zapierających dech w piersiach partii instrumentalnych, czy nie wiadomo jak bogatych aranżacji. Na płycie „Avery A Rock Opera” nie ma muzycznego przepychu, nie ma barokowych ozdobników, jest za to dobra, rzetelna, akustyczna i, w sumie, dość przyjemna w odbiorze muzyka.

Pewnie spytacie jak można zdobyć niniejszy krążek, by poznać jego – niewątpliwie  intrygującą zarówno z literackiego, jak i muzycznego punktu widzenia – zawartość. Otóż Carlton Walker, tak jak i bohater jego opery, wydał swój krążek za pośrednictwem małej, niezależnej wytwórni płytowej. Zamówić go można za pośrednictwem CD Baby lub też w formie pliku do załadowania z DigStation. Ale najlepiej zaglądnąć na stronę internetową artysty, bądź też bezpośrednio napisać do niego: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. z adnotacją, że w oddalonej od Belize, gdzie toczy się akcja jego rock opery, Polsce przeczytaliście o jego ciekawym dziele na portalu MLWZ. 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok