Misterium, wybitnie monumentalny charakter, patos, magia, ściana dźwięku, rozstaje muzycznych dróg gatunkowych - tak w krótkim skrócie można zdefiniować najnowszą płytę grupy Telepathy pt. „Tempest”. Album zawiera osiem kompozycji i od razu powiem, że nie jest wskazane wybiórcze słuchanie poszczególnych utworów, gdyż nic z niczym nam nie spasuje. Z pewnością warto byłoby się zastanowić skąd pomysł twórców w obcowaniu z tego rodzaju projektem, a właściwie eksperymentem? Oczywistej melodii brak, radiowa muza to też nie jest, jest za to bezkompromisowy charakter ortodoksyjnych twórców i oprócz potężnych brzmień, znaleźć tu można wiele eksperymentalnych i innowacyjnych motywów, do których można się po jakimś czasie przyzwyczaić. Nie od razu, ale po kilku przesłuchaniach – tak. Ba, mogą one jeszcze wprowadzić w trans, który może okazać się bardzo przyjemny w nietypowych okolicznościach.
Wszystko to składa się na album mówiący o totalnej zagładzie świata, który powinien poruszyć nie tylko zwolenników krwawych gatunków, ale i również tych, którzy lubią usiąść w kącie, zgasić światło, włączyć kadzidła i smakować łzy… Niby to wybitnie depresyjnie granie, ale utrzymane w eleganckim klimacie.
Kwartet Telepathy dokonał czegoś na tyle interesującego, że jego muzyka potrafi poruszyć. I wciągnąć. Zapewne każdy (no, może prawie każdy) kto posłucha tej produkcji zechce jeszcze raz zapodać sobie dawkę muzyki Telepathy. Grafika też zobowiązuje i mocno nawiązuje do zawartości. Co więcej, jest w tej muzyce, a właściwie w składzie zespołu, jeszcze ślad polski. Album nagrano bowiem w składzie: Piotr Turek, Albert Turek, Teddy James i Richard Powley.