Maj, wiosna, a właściwie niemal lato w pełni, a przy uchu nieco spóźniona nowość: norweski zespół Soft Ride i jego ubiegłoroczny album „Burgundy”. A na nim letnia muzyka, atmosferyczna okładka, co za tym idzie: piramida, tęcza, słońce, woskowa kredka w dziecięcych rękach.
Teraz środek, czyli muzyczna zawartość płyty. Część liryczno-muzyczna mocno osadzona jest w duchu indie rocka Nic dziwnego, wszak projekt Soft Ride został stworzony przez frontmana grupy Bloody Beach, Arne Tjelle, oraz głównodowodzącego w Electric Eye, Øysteina Brauta. Obaj pochodzą z… Bergen, choć album "Burgundy" został nagrany w Oslo i wyprodukowany został przez samego Brauta. Propozycje grupy w hipnotyzujący sposób łączą łagodny wokal Tjelle z rozmytymi gitarami Brauta. Stylistycznie mamy to szeroki przekrój od krótkich i chwytliwych piosenek pop po dłuższe, rozmarzone utwory. Ta płyta zawiera elementy westernu, psychodelii, popu i rocka, łącząc to wszystko w jeden seksowny koktajl – i o to chyba właśnie chodzi w indie rocku Sam Arne Tjelle określił tę muzykę jako "coś, co włączasz by wyluzować” - to taka troszkę hipisowska stylówa, ale w pełni oddaje to, z czym na „Burgundy” mamy do czynienia. Pierwszy singiel – utwór otwierający całość pt. "Soft Ride" – znajdował się na norweskiej liście przebojów aż przez 23 tygodnie, co czyni go jednym z najczęściej granych utworów na państwowym kanale NRK.
Zespół Soft Ride często koncertuje, zdołał już zagrać kilka wyprzedanych koncertów w Oslo i Bergen. Kto wie, może kiedyś zawita do naszego kraju? Fajnie byłoby zobaczyć ich na żywo.