Założony w 2005 roku norweski zespół Krakow od początku swojej działalności starał się wypracować własną wizję stoner rocka. Pierwszy album „Monolith” był mocno zainspirowany brzmieniem Enslaved, z którą to grupą Krakow odbył pierwsze poważne europejskie tournée. Już wtedy wiadomym było, że nasi bohaterowie nie biorą jeńców i nie idą na żaden kompromis, jeśli chodzi o podejście do własnej muzyki. Typowe dla siebie, a przy tym oryginalne brzmienie Krakow osiągnął na kolejnym albumie pt. „Diinu”, który ukazał się w 2012 roku. Co takiego charakterystycznego można było na nim usłyszeć? Krakow umiejętnie połączył na tym krążku muzyczne wpływy takich wykonawców, jak Virus, Vreid, Secrets Of The Moon, Enslaved i Opeth, tworząc przy tym prawdziwie wybuchową mieszankę „przybrudzonego” stoner rocka z wyraźnymi postrockowymi wpływami.
Na 31 sierpnia br. wytwórnia Karisma Records zapowiada premierę najnowszej płyty grupy Krakow. Będzie ona nosić tytuł „Minus”. Co na niej znajdziemy? Sześć utworów. Dziewięciu wokalistów. Trzech gitarzystów. Dwóch perkusistów. Jednego basistę. W tym bardzo mocnym zestawieniu Krakow powraca z fascynującym albumem, będącym wynikiem żmudnej i intensywnej pracy w ciągu całego minionego roku. To album, na którym króluje gęsta i bezkompromisowa muzyka. Muzyka, która powinna zachwycić fanów mocnych i wyrazistych, często wręcz ekstremalnych brzmień licznie nagromadzonych we wszystkich sześciu wypełniających program „Minus” nagraniach. Od początku do końca słychać w nich wewnętrzną łączność, która wykracza poza zwykłą spójność tematyczną. Jednak każdy z nich może też dobrze funkcjonować w pojedynkę. Każdy z tych utworów mógłby zostać wyizolowany i eksponowany jako przykład pozytywnie nieokiełznanej nordyckiej metalowej stylistyki. Gdzieniegdzie Krakow wplata w swą muzykę nordycko-chóralny wielogłos. Growle, jak najbardziej, też się tu i ówdzie pojawiają („The Stranger”, „Sirens”). Generalnie rzecz biorąc, produkcje zespołu są przykładem mrocznego, sugestywnego, agresywnego, ciężkiego, ale i hipnotyzującego, chwilami posuwającego się do ekstremum ciężkiego, postmetalowego grania, a więc celu, jaki postawił sobie Krakow na początku swojej działalności.
Album kończy się fascynującym utworem „Tidlaus”, w którego finale pojawia się wielogłosowy chór. W jego nagraniu wzięła udział gromada bardzo cenionych w pewnych kręgach norweskich muzyków z Bergen, co już wydaje się być wystarczającą rekomendacją do poznania płyty „Minus”. Jeżeli komuś byłoby jeszcze mało, to dodam, że w kompozycji „Black Wandering Sun” efektowne gitarowe solo wykonał gościnnie nie kto inny, a sam wielki Phil Campbell z Motörhead.
Taki jest album „Minus”. Pomijając wszelkie próby definiowania muzyki, którą prezentuje na nim grupa Krakow, trzeba być przygotowanym na to, że w trakcie jego słuchania uwalniają się ciężkie, ale subtelne, melodyczne, ale też atonalne, gęste, ale i przestrzenne ściany mrocznych dźwięków. Jest w tej muzyce światło i jest mrok. Jest oryginalne piękno, ale są też dźwięki od których bolą uszy. Są potwory i są święci, są diabły i są demony, a muzyka od pierwszej do ostatniej minuty brzmi tak jakby była bujnie zalesioną wyspą na morzu pełnym brudnej wody.
To pozorny zbiór sprzeczności. Przeciwności, które magnetycznie przyciągają i wciągają w trakcie słuchania. To stoner, jakiego jeszcze nie słyszeliście. To jest „Minus”. To nowy album norweskiego Krakowa. To album zdecydowanie na plus.