To idealna płyta dla sympatyków amerykańskiego rocka spod znaku grup Styx, Kansas, Kevina Gilberta, czy Spock’s Beard. W muzyce grupy Din Within jest tyle charakterystycznych pierwiastków dla typowego prog rockowego brzmienia zza Oceanu, że nie sposób pomylić się i już zaledwie po kilku dźwiękach nie ma żadnych wątpliwości, że ta muzyka to najczystszej próby prog rock „made in USA”.
Din Within to duet Mark Gollihur – Josh Sager. Grają oni na instrumentach klawiszowych, gitarach, basie i skrupulatnie dzielą się ścieżkami wokalnymi. Do nagrania swojego debiutanckiego krążka, któremu nadali tytuł „Awaken The Man”, zaprosili liczne grono artystów, dzięki którym osiągnęli wspaniałą głębię soczystego i bardzo przejrzystego brzmienia. Ich muzyka od strony produkcyjnej brzmi tak perfekcyjnie, jakby ich płyta była wysokobudżetową produkcją, a nie wydawnictwem niezależnym. A pomysłami, którymi obaj panowie zaskakują na „Awaken The Man” można by obdzielić co najmniej kilka innych albumów. Jednym zdaniem – jestem bardzo zbudowany jakością muzyki, którą można usłyszeć na „Awaken The Man” oraz profesjonalizmem i wspaniale wykorzystanym talentem panów Gollihura i Sagera. Niewątpliwie czerpią oni ze źródeł, które inspirują ich muzykę, z pewnością wypożyczają pewne składniki z twórczości innych wykonawców, ale przyrządzają je w formie wspaniałej muzycznej uczty, którą niewątpliwie jest ich płyta, według własnego oryginalnego przepisu. Tym samym, słuchając muzycznej zawartości płyty „Awaken The Man”, ma się z jednej strony poczucie pewnego znajomego „zaprzyjaźnienia” z dźwiękami granymi przez Din Within, a z drugiej – trudno oprzeć się wrażeniu, że te znane nam motywy i tematy zabarwione są nutką oryginalności i świeżości. Tak, świeżości... Podczas słuchania tego albumu niejednokrotnie łapałem się na tym, że szczęka opadała mi ze zdziwienia, że w tej łagodnej, miękkiej i melodyjnej odmianie prog rocka, nazywanej często „muzyką środka” można przemycić tyle nowych, fascynująco brzmiących elementów.
Zespół Din Within zadebiutował w 2005 roku na składankowym albumie „Tsunami Projekt”, na której społeczność rockowa oddała hołd ofiarom pamiętnego tsunami, które nawiedziło Daleki Wschód w Boże Narodzenie 2004. Na krążku tym, obok utworów w wykonaniu IQ, Neala Morse’a, Izz, Avalon i Nicka d’Virgillio, grupa Din Within zamieściła swoje piękne melodyjne nagranie „Hey You”. Znalazło się ono także w programie płyty „Awaken The Man” i to aż w dwóch rozdzielonych od siebie częściach. Nie mam wątpliwości, że dzięki swojej zapadającej w pamięć linii melodycznej jest ono prawdziwą wizytówką tego zespołu. Ze względu na swoją piosenkową przystępność, „Hey You” można by nawet nazwać przebojem. Lecz, co ciekawe, muzyka Din Within na tej płycie w przeważającej mierze składa się z długich, ponad 10-minutowych utworów. Właśnie od dwóch takich, epickich, bardzo rozbudowanych „strzałów” rozpoczyna się to wydawnictwo. Zarówno kompozycja „Better Than Before”, jak i „Turn It Around” rażą słuchacza swoim rozmachem, doskonałym instrumentarium (ach te rożki angielskie w podniosłym finale „Better Than Before”!) oraz genialnymi harmoniami wokalnymi w wykonaniu obu filarów Din Within wspomaganych przez wspaniale śpiewającą Jessicę Sager. Te dwie otwierające płytę kompozycje ustawiają poprzeczkę bardzo wysoko i, co ważne, aż do końca płyty ani na moment nie wędruje ona w dół. Seria krótszych utworów (pompatyczny „Song For Life”, lirycznie wyciszony „Weight Of The World”, przebojowy „Hey You”, zapierający dech w piersiach swoją tajemniczością „The Bottom / Between Two Lives), stanowi ciąg fenomenalnie zagranych dźwięków i melodii, które układają się w magiczne misterium wypełnione melodyjną muzyką nieprzeciętnej urody. A na koniec albumu zespół Din Within zachował jeszcze jeden rodzynek w postaci trwającej blisko kwadrans tytułowej suity. Stanowi ona prawdziwe magnum opus tej, nie boję się tego słowa, fantastycznej płyty.
Czasami jest tak, że czego by nie nagrał dany zespół specjalizujący się w charakterystycznym, być może ocierającym się nieraz o A.O.R, „miękkim” brzmieniu, to złośliwcy i tak to wyśmieją i szyderczo powiedzą, że to cukrowane popłuczyny po prawdziwym rockowym graniu. Jednak fani, którzy ukochali sobie ten rodzaj muzycznej wrażliwości, jaką przed laty zachwycały grupy pokroju The Journey, Styx, Boston, REO Speedwagon, czy Kansas (nie ukrywam, że i ja się do nich zaliczam) z pewnością docenią to wszystko, co usłyszeć można na płycie „Awaken The Man”. A gdy jeszcze wszystko to jest nasycone solidną dawką inteligentnie podanego prog rocka, to słuchając płyty „Awaken The Man” można naprawdę poczuć ogromną radość i satysfakcję z „odkrycia” tak ciekawego nowego zjawiska, jakim na mapie amerykańskiego prog rocka jest Din Within. Jak dla mnie to najciekawsza rzecz, która przytrafiła się progresywnej Ameryce od czasu debiutu Spock’s Beard.