Damanek - In Flight

Kev Rowland

Nie jestem pewien od jak dawna recenzuję muzykę Guya Manninga, opisując jego liczne zespoły, projekty i płyty, ale powiedzmy, że przynajmniej dwadzieścia lat. Trudno mi przypomnieć sobie chociaż jeden album, w którym był on zaangażowany i który otrzymałby ode mnie słabą ocenę. Nie dostanie też słabej drugi album, który Manning wydaje pod szyldem Damanek. Jak dobrze pamiętamy, w ostatnim czasie związał się on z Markiem Arnoldem oraz klawiszowcem nieistniejącej już australijskiej formacji Unitopia, Seanem Timmsem. Skład zespołu uzupełnia basista Dan Marsh, a także szereg innych osób (m.in. Luke Machin i Julie King – muzycy znani z wcześniejszej współpracy z Manningiem). Damanek zadebiutował półtora roku temu bardzo dobrze przyjętym wydawnictwem „On Track”, a teraz podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej.

Patrząc na tegoroczne wykresy popularności portalu Prog Archives widzę, że album „In Flight” znajduje się obecnie w pierwszej dziesiątce i jestem zdziwiony, że nie jest bliżej górnego slotu, ponieważ produkcje grupy Damanek to progresywny rock w najlepszym wydaniu. Guy Manning zawsze będzie dla mnie brzmiał podobnie do Iana Andersona i Roya Harpera, lecz żaden z jego starszych kolegów nie miał tak potężnie brzmiącego zespołu jak on. Muzyka formacji Damanek brzmi o wiele bardziej bombastycznie w stosunku do symfoniczno-progresywnego rocka lat 70. Album „In Flight” chwilami jest dość skomplikowany z wieloma ciekawymi niuansami porozrzucanymi tu i tam - np. delikatnie brzmiąca akustyka czy dodatkowa perkusja, albo może to być gitara elektryczna przejmująca prowadzenie, lub też Marek Arnold obejmujący kontrolę nad całością swoim saksofonem w taki sposób, jak tylko to on potrafi. Lecz nad wszystkim czuwa zawsze Guy Manning. Chociaż muzyka jego zespołu jest głęboka i mroczna, jest przy tym równocześnie bardzo przystępna, a jej fascynujące pokłady muzycznego piękna cały czas czekają na odkrycie i zaczynają się ujawniać dopiero po trzecim czy czwartym graniu.

Niektórzy mówili o Damanku jako o "supergrupie" i na pewno w pewnym sensie naprawdę jest to supergrupa z prawdziwego zdarzenia. W dodatku szczycąca się teraz prawdziwym superalbumem. „In Flight” zawiera sześć równych, bardzo dobrych kompozycji, wśród których znajduje się trzyczęściowy epos „Big Eastern”, a trwa on trzydzieści minut. Czyż trzeba chcieć więcej? A przecież są jeszcze tak udane utwory, jak „Ragusa”, „The Crawler” czy „The Crossing”. To płyta, która powinna obowiązkowo znaleźć się na listach świątecznych zakupów tych wszystkich słuchaczy, którzy do tej pory nie są jeszcze jej właścicielami.

 

Tłumaczenie: Artur Chachlowski

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!