Korzeni projektu Meller-Gołyźniak-Duda szukać należy jeszcze w 2013 roku. To wówczas Maciej Meller odszedł z grupy Quidam. Niedługo potem z propozycją współpracy odezwał się do niego perkusista i jego serdeczny przyjaciel Maciej Gołyźniak, na co dzień związany z zespołem Sorry Boys. Obaj mieli w zanadrzu kilkanaście muzycznych szkiców, z których mogło się coś ciekawego zrodzić. Meller miał trochę odłożonych riffów, Gołyźniak z kolei zaproponował rytmy i groovy. Dołączył do nich Mariusz Duda, który początkowo miał tylko zaśpiewać w jednym lub dwóch utworach, lecz nieoczekiwanie lider Riverside dołączył do tej dwójki jako pełnoetatowy basista i wokalista.
Dwa lata temu trio wydało swój studyjny album „Breaking Habits” i narobiło nim sporo pozytywnego szumu. Muzycy zaskoczyli stylistyczną odmiennością względem wszystkiego co dotychczas tworzyli i zaproponowali unikatową mieszankę hard rocka z popem, rhythm’n’bluesem i dojrzałą alternatywą. Sympatycy tej muzyki, których przybywało jak grzybów po deszczu, nie mogli doczekać się występów na żywo. Jednak brak czasu i ogrom innych zobowiązań spowodował, że trio wystąpiło na scenie tylko raz – 26 sierpnia 2017 roku na festiwalu Ino-Rock.
Płyta „Live” jest zapisem tego koncertu i światowym ewenementem – koncertowym albumem będącym rejestracją jedynego występu zespołu na żywo. „Trzeba mieć proszę państwa cholerny tupet, żeby takie numery odstawiać!" – mówią o płycie „Live” członkowie zespołu. To dobrze, że tego tupetu im nie brakuje. Bo teraz możemy na własne uszy przekonać się jak ten zaprezentowany w wersji live materiał ciekawie ewoluuje i nabiera zupełnie nowego życia. Głównie dzięki licznym improwizacjom i iskrzącej dawce chemii wyzwolonej na scenie pomiędzy trzema muzykami. Moim zdaniem, choć z oczywistych względów w obu przypadkach muzyka przedstawiona jest z różnej perspektywy, oba albumy panów Mellera, Gołyźniaka i Dudy brzmią równie znakomicie.