Dziś coś po trosze dla fanów muzyki grup Ånglagård i White Willow, a po trosze kameralnego, marzycielskiego pop rocka, a nawet piosenki artystycznej.
In These Murky Waters to pochodzący ze Sztokholmu duet, w skład którego wchodzą Ewik Rodell (śpiew) i Mattias Olsson (bogactwo instrumentów klawiszowych, z tak wyrafinowanym sprzętem, jak melotron, chamberlin, optigan i orchestrion na czele). Mattiasa doskonale pamiętamy, głównie jako perkusistę w tak znakomitych skandynawskich zespołach, jak Ånglagård, White Willow, Gösta Berlings Saga, Necromonkey czy Molesome.
Można powiedzieć, że Ewik i Mattias spotkali się tyleż przypadkowo, co w idealnym wręcz momencie. Ewik szukała nowych brzmień na przygotowywany przez siebie album. Poszukiwała doświadczonych muzyków, którzy pomogliby wcielić w życie jej pomysły. Znalazła Mattiasa poprzez wspólnych przyjaciół. W trakcie pierwszego spotkania, Mattias zaproponował jej, by zaśpiewała w kilku skomponowanych przez niego utworach. Między dwojgiem muzyków momentalnie zaiskrzyło i szybko wyselekcjonowany został materiał, który ukazuje się teraz na ich pierwszej płycie wydanej przez Apollon Records. Ewik i Mattias firmują go jako duet o nazwie In These Murky Waters. Taki sam tytuł nosi ich album.
Trzy kwadranse muzyki i dwanaście utworów o dość zróżnicowanym charakterze: od klimatycznych i piosenkowych nagrań utrzymanych w stylistyce nowoczesnego popu („Adventures In Central Park”, „Ophelia”), poprzez utwory quasi-wodewilowe („Memories And Tape”), kabaretowe („Postcard”) i aktorskie („Rooms Of Faded Photographs”) o ambientowym, a nawet jarmarcznym („Carnival”) wydźwięku, aż po nowoczesne triphopowe rytmy („Tears On A Green Sequined Dress”, „Burn Bridges Burn”), nostalgiczne ballady („Ann-Marie”, „Berlin Zoo”), a nawet lekko progresywne brzmienia („We Came From The Ocean”)
Olsson gra na starych i staromodnie brzmiących instrumentach, które odtwarzają loopy i dźwięki z filmów i taśm. Dodatkowo używa oldschoolowych automatów perkusyjnych z lat 60. i 70., a lekko przymglony, acz bardzo miły wokal Rodell sprawia, że całość, choć tak różnorodna stylistycznie, brzmi bardzo spójnie i w dodatku jakby była utrzymana w kolorze sepii. Jednak po kilkukrotnym uważnym wysłuchaniu tej rozmazanej muzyki zaczyna ona nabierać ostrzejszych, bardziej wyrazistych kształtów. Zdjęcia, opowiadania i przebłyski. Wspomnienia i taśmy. Abstrakcyjne obrazy, przyciemniona scena i kameralna atmosfera. Zaduma i marzenia… Taka to jest płyta.