Niewiele wiemy o tym zespole i tworzących go muzykach. Sądząc po nazwiskach i kraju, w którym funkcjonuje wytwórnia Rock Company, która z końcem marca wypuściła na rynek album „Arguments & Sentiments”, pochodzą z Holandii. Utrzymana w języku holenderskim strona internetowa grupy też nie ułatwia zadania. No i nazwa… W sposób oczywisty kojarząca się ze słynną okładką pinkfloydowskiej płyty „Animals”. Ale to trop fałszywy. Battersea to zespół nie stawiający sobie za cel grania epickiego rocka. Ich piosenki, a jest ich na tym krążku aż dwanaście, to stosunkowo proste, lecz w miarę ambitne utwory utrzymane na pograniczu pop i indie rocka.
Chwytliwe refreny? Są. Mocne rytmy i solidne partie basu, na których opiera się konstrukcja poszczególnych utworów? Są Ciekawe harmonie wokalne? Są. Fascynacja stadionowymi zaśpiewami? Jest. Potencjalne przeboje? Są. A przynajmniej jeden – „To Ithaca”. Są argumenty i są sentymenty… Jest na tej na wskroś indierockowej płycie właściwie wszystko co potrzeba. Wszystko to powoduje, że muzyka grupy Battersea może być wrzucona do tego samego koszyka, co Muse, Foo Fighters, Kings of Leon, a w kilku przypadkach (np. w przypadku „Trapped”) nawet Mike + The Mechanics.
Ben Hermsen śpiewa, a Mike Buise gra na perkusji i razem z basistą Erwinem Hermsenem tworzą żywą, bardzo dobrze poukładaną sekcję rytmiczną. Są też w składzie Battersea dwaj gitarzyści napędzający swoją grą praktycznie każdą piosenkę: Tom Voermans oraz Sander Lucassen. To oni czynią ten całkiem przyjemny „hałas”, z jakim mamy do czynienia na płycie „Arguments & Sentiments”. Mierząc skalą naszych małoleksykonowych kanonów, nie jest to album, który będzie brylować w kategorii „Płyta Roku”, niemniej potencjalnych „Przebojów Lata” jest na nim bez liku.