Aerostation to projekt muzyczny, którego pierwsza płyta dotarła do nas niedawno z Italii. Aerostation to właściwie duet, który tworzą: śpiewający multiinstrumentalista Alex Carpani (Alex Carpani Band) i perkusista Gigi Cavalli Cocchi (Mangala Vallis) oraz towarzyszący im basista Jacopo Rossi. Dwaj główni muzycy podzielili między siebie także inne obowiązki: Alex zajął się produkcją, a Gigi projektem graficznym, w którym wykorzystał mnóstwo archiwalnych rycin związanych z podbojem kosmosu.
No tak, bo zgodnie z nazwą zespołu i tytułem płyty sprawa tyczy się kosmosu, a właściwie wypraw człowieka w kosmos. Na tym opiera się ten przemyślany koncept, a blisko 50 minut wypełniającej go muzyki zabiera słuchacza w międzyplanetarną podróż, w trakcie której można przeżyć – jak to w historii lotów człowieka w kosmos – mnóstwo wzlotów, ale też i trochę upadków.
Po krótkim instrumentalnym „Voices”, w którym wykorzystano sample z przetworzonymi głosami załogi jednego z lotów Apollo, od nagrania „Wide Eyes And Wonder” rozpoczyna się właściwa kosmiczna muzyczna jazda. Nagranie to ma chwytliwy refren wokalny, uroczą syntezatorową melodię, a przede wszystkim dynamicznie nabijającą mocne tempo sekcję rytmiczną. „Straight To The Sun” to także utwór z dużą mocą i sporym potencjałem. Zespół nie ma gitarzysty, ale słychać tu wyraźnie jak Alex umiejętnie posługuje się syntezatorami generując brzmienie wirtualnej gitary. Z jednej strony utwór jest agresywny i potężny, a z drugiej - pełen miłego nastroju, w którym przewija się fajna melodia.
Teraz zespół nieco zwalnia tempo dzięki piosence „Fourteen Days Of Lightness”. To jeden z najbardziej przekonywujących fragmentów całej płyty. Z kolei „Coldness” nie wyróżnia się praktycznie niczym. No, może tylko nienajgorszym tematem melodycznym. Kolejne z moich ulubionych nagrań to „Long Distances”. W tym instrumentalnym temacie można odnaleźć klimatyczne, kojące uszy, partie instrumentów klawiszowych. W „The Arrow” wyróżnia się gra basisty Jacopo Rossiego. Możemy tu także podziwiać wykonawczą erudycję Carpaniego i zapadające w pamięć melodie. „The Ghost Bride” ma klimatyczny początek z wyrazistą partią basu, a także świetną orkiestracją. Takie utwory jak ten nadają albumowi tak potrzebną różnorodność. To trzeci z moich ulubionych utworów na płycie. Mam mieszane uczucia co do rozkrzyczanego nieco nagrania „From Day To Night”. Z jednej strony przypomina ono nieco stare utwory Porcupine Tree, a z drugiej – ma takie fragmenty, które wydają się zwykłą elektroniczną sieczką. „One Billion Steps” ma intrygujący ambientowy wstęp, po kilku chwilach pojawia się mocne perkusyjne wejście, a kompozycja ta przekształca się w kolejny z tak licznych tu osadzonych na syntezatorowym brzmieniu utworów o mocno podbitym tempie. Album kończy się kilkoma interkomowymi samplami z głosami załogi Apollo i ambientowym klimatem, który panuje w instrumentalnej codzie „Kepler-186F”. W jej finale rozlega się jeszcze potężne bębnienie połączone z finezyjnymi dźwiękami basu oraz elektronicznymi teksturami… Koniec płyty, koniec lotu, koniec kosmicznej misji…
A skoro koniec, to pora na kilka słów podsumowania. Na płycie „Aerostation” usłyszeć można kawałek niezłego, opartego na syntezatorowych brzmieniach i bogatych aranżacjach, nowocześnie zagranego progresywnego rocka. Przeważająca większość nagrań posiada dynamiczne tempo oraz chwytliwe refreny. Jestem pod dużym wrażeniem umiejętności wokalnych Alexa Carpaniego. Jest on odpowiedzialny za wszystkie wokale prowadzące i wspierające na tej płycie, a jest ona przecież pełna ogromu chwytliwych melodii wokalnych. Jedyne, co można zarzucić tej płycie to brak większego zróżnicowania oraz pierwiastków powodujących, że chciałoby się do tej płyty często wracać. Lecz jako całość debiutancka produkcja Aerostation wypada więcej niż poprawnie. Ciekaw jestem dalszych losów tego projektu.