Nowy singiel grupy Riverside ma szansę przebić popularnością poprzednią płytkę „02 Panic Room” promującą najnowsze dzieło tego zespołu - album „Rapid Eye Movement”. Przypomnijmy, że singiel "02 Panic Room", który miał swoją premierę w czerwcu 2007r., osiągnął status złotej płyty za sprzedaż ponad 10 000 egzemplarzy. To bodaj pierwszy taki przypadek na polskiej scenie muzycznej, bo do tej pory żaden singiel wydany w Polsce nie zdobył takiego wyróżnienia.
Na ”Schizophrenic Prayer” znajduje się 5 utworów, których czas trwania to ponad 30 minut oraz dodatkowo teledysk do utworu „02 Panic Room”. Spośród tych 5 nagrań tylko kompozycja tytułowa znana jest z podstawowej wersji płyty „Rapid Eye Movement”. Ale już ci słuchacze, którzy są szczęśliwymi posiadaczami wydanej pod koniec ubiegłego roku za granicą dwupłytowej wersji tego albumu powinni doskonale znać nagrania „Behind The Eyelids” oraz „Rapid Eye Movement”. Pierwszy z ich to utwór słowno – muzyczny utrzymany w dość tradycyjnym, aczkolwiek nasyconym odrobiną elektroniki, stylu grupy Riverside. Ale za to sample, loopy i elektronika już bez reszty królują niepodzielnie w „Rapid Eye Movement”. Ta przepełniona transem 12-minutowa kompozycja może stanowić spore zaskoczenie dla fanów zespołu. Podobnie rzecz ma się z innym instrumentalnym nagraniem, „Rainbow Trip”. Też zawiera ono sporą dawkę elektronicznych dźwięków, muzycznych plam i space rockowych klimatów. Nie miałoby ono chyba żadnych szans na obronienie się jako samodzielne nagranie Riverside, ale jako część tego półgodzinnego zestawu stanowi jego ciekawe uzupełnienie. Na końcu singla zespół zamieścił nowy remix utworu „Schizophrenic Prayer” dokonany przez Ollecka Bobrova, stanowiący godny podziwu finał tej niezwykle ciekawej podróży muzycznej.
Ciekawie słucha się tej płytki. Poszczególne utwory zazębiają się ze sobą i łagodnie przechodzą jedne w drugie, co sprawia, że ten półgodzinny singiel najlepiej prezentuje się, gdy potraktujemy go jako zamkniętą całość. Nie jako zbiór pięciu osobnych nagrań, a właśnie jako jedną pięcioutworową całość. I chyba tak właśnie w zamyśle zespołu miało być. Dlatego wydaje mi się, że istotnie tak trzeba podchodzić do tego wydawnictwa. Niewątpliwie ukazuje nam ono inną, nieco bardziej eksperymentalną twarz tego tak bardzo popularnego zespołu, ale gdzie Riverside ma eksperymentować, jeśli nie na takich właśnie wydawnictwach? Gdyby tak, jak na singlu „Schizophrenic Prayer”, Riverside miał brzmieć na swojej nowej płycie, wielu nieprzygotowanych słuchaczy po doznanym szoku pewnie odwróciłoby się od swoich ulubieńców. A tak, można na tym singlu, który z założenia posiada przecież mniejszy ciężar gatunkowy niż płyta długogrająca z premierowym materiałem, odnaleźć przestrzenny i nowocześnie brzmiący, spójny repertuar grupy Riverside, który jest swoistym uzupełnieniem muzyki zawartej na ostatnim albumie zespołu, a zarazem efektownym i chyba definitywnym pożegnaniem się z trylogią „Reality Dream”.