Po okładce można wnioskować, że będzie trochę mroku i klimatów okołodoomowych… Jest majestatycznie, już wstęp w postaci utworu „Monologue (When You Once Walked)” robi dobrą robotę. Jest ciężko i mroczno. Przez środek ciemnego lasu, powoli, po zmroku, w płaszczu purpury mknie Pierina Obrien - niewiasta odpowiedzialna w Devil Electric za wokal. Nie jest to jedyny głos w tym zespole. Wokalnie udziela się także – i to z powodzeniem – grający na basie niejaki Tom Hulse.
Ten krążek to debiut tego pochodzącego z Australii zespołu. Wokalistka naprawdę daje czadu często stylowo nawiązując do Janis Joplin, a połączenie klasyki rockowej z elektro wykonaniami wypada bardzo interesująco. Brzmienie grupy Devil Electric może na pierwszy rzut kojarzyć się z mocno marszowym i lżejszym rammsteinowym bitem. W jej muzyce słychać też nieco schizowatych syntetycznych brzmień, niskie długaśne gitarowe riffy i nie do końca ‘czysty’, acz z dużą „chrypką” bas.
Wszystko to sprawia, że muzyka Devil Electric pachnie odrobinę Black Sabbathem, być może też twórczością grup Kadavar i Blues Pills, ale dla mnie osobiście jest na niej o wiele bardziej świeżo, kolejne numery unoszą się spontanicznie, czasem mam lekkie odczucie, że płyta jest nieco przesterowana, dźwięki uciekają w pewną pułapkę braku komfortu… Myślę też, że słuchanie tej płyty zdecydowanie lepiej wypada późnym wieczorem, ze słuchawkami na uszach i potencjometrem ‘volume’ podkręconym możliwie w górę. Zespół nie zatrzymuje się, brzmienie przecina ciszę lasu, a energetyczny bas dodaje chili do ognia. Jest charakter, jest oryginalność, jest petarda. Brawo!