Nie da się ukryć, że czwarty studyjny album RPWL, zwiastuje przełom w karierze zespołu. Z pewnością, dziesięć zamieszczonych na płycie utworów poróżni fanów grupy na całym świecie. Niemiecka formacja zmieniła logo i teraz do złudzenia przypomina znaczek Ikea. Jednak, czy dokonane zmiany oznaczają ewolucję, czy raczej regres?
Jeszcze przed nagraniem płyty czwórka muzyków po burzliwych naradach, zdecydowała zmienić stylistyczne oblicze zespołu. Nasz ostatni album był tak kolorowy, że niemożliwe byłoby przebić ten aspekt. To dało nam dużo satysfakcji, ale istniało także ryzyko, że zaczniemy kopiować samych siebie mówił Yogi Lang gitarzysta i klawiszowiec. Zamiast trzymać się obranego w 2000 roku progresywnego kierunku, z dominującymi wpływami Pink Floyd, czterej artyści zdecydowali się wyruszyć w nową muzyczną podróż, stawiając na surowe brzmienia, mocne rockowe, a czasami wręcz przebojowe utwory. W rezultacie powstał bardzo zróżnicowany, mocniejszy w wyrazie, ale i nierówny album, na którym poruszone zostały problemy egzystencjalne i emocjonalne współczesnego społeczeństwa.
Już otwierający płytę Silenced, podrasowany elektronicznymi brzmieniami, zagrany z rockowym pazurem zwiastuje bardziej drapieżne oblicze zespołu. Innym przykładem zmian jest energetyczny Choose What You Want To Look At, przypominający stylistycznie współczesne zespoły brytyjskie. Utwór dotyczący problemu manipulacji w mediach, bezkrytycznego wchłaniania informacji podanych w TV, można skojarzyć (poprzez wykorzystanie charakterystycznej melorecytacji) z kompozycją Fuck U Archive. Przebojowość, piosenkowość to kolejne charakterystyczne cechy tej płyty. Muzycy zadbali o chwytliwe, wpadające w ucho refreny (Breath In, Breath Out) oraz radosne piosenki z eksponowanym rytmem (This Is Not A Prog Song) o popowych naleciałościach (Watch Myself). Floydowskie reminiscencje słychać w pięknie zaaranżowanej przeróbce Masters Of War Boba Dylana, gdzie solówka Karlheinz Wallner do złudzenia przypomina gilmour’owskie. A pod koniec płyty pojawiają się dla kontrastu dwie piękne ballady (River), z ograniczonymi środkami wykonawczymi. Teraz już nikt nie zarzuci muzykom RPWL, że są zespołem, który się nie rozwija. Pokazali się z innej strony, a że przy tym zrobili dwa kroki w przód i jeden w tył. Cóż…, nowatorstwo wymaga poświęceń.