Pierwsza część płytowej trylogii Charliego Dominici była krążkiem akustycznym, nagranym przez artystę w pojedynkę. Część drugą, wydaną przed rokiem, były wokalista Dream Theater nagrał już z towarzyszącym mu zespołem i nadał jej heavy metalowego charakteru. Gdy zastanawiałem się, czym zaskoczy nas on na trzecim krążku trylogii „03”, do ręki trafił mi przedpremierowy egzemplarz tego albumu i muszę stwierdzić, że… nie ma żadnej niespodzianki.
Dominici otoczył się raz jeszcze tymi samymi muzykami, co na poprzedniej płycie i nagrał album nieomal bliźniaczo podobny do „Part 2”. Co więcej, mam wrażenie, że w tym swoim ciężkim (prog?) metalowym repertuarze, który wypełnia to wydawnictwo, Dominici jeszcze bardziej upodobnił się do formacji, którą opuścił po wydaniu płyty „When Dream And Day Unite”. Nie wiem czy to nostalgia i żal za minionymi czasami, czy raczej efekt muzycznej ewolucji tego artysty, który przez długich kilkanaście lat po opuszczeniu szeregów Dream Theater uporczywie milczał, ale odnoszę wrażenie, że Charlie trochę tęskni za swoim macierzystym zespołem. Niemal wszystkie dziewięć utworów stanowiących program album „03 Trilogy – Part 3” posiada jakiś stylistyczny związek, bądź jest pewnym odniesieniem do twórczości Teatru Marzeń. Na pewno ucieszy to sympatyków tej grupy, tym bardziej, że muzyka, którą Dominici proponuje na swojej nowej płycie utrzymana jest naprawdę na przyzwoitym poziomie. Duża w tym zasługa gitarzysty Briana Maillarda, który raz po raz zachwyca swoją grą, przedstawiając jakieś porywające solo lub zamaszysty riff. Charlie zadbał o stosunkowo dużą różnorodność stylistyczną tego albumu. O ile całość utrzymana jest w typowej prog metalowej kolorystyce, to jakby dla urozmaicenia serwuje nam on i balladę „So Help Me God”, i odrobinę power metalu w „March Into Hell”, i epik w postaci finałowego utworu „Genesis”, i sporo progresywnych łamańców (zwracam uwagę na gitarowe solówki) w „Enemies Of God”. Pomiędzy poszczególne utwory wplecione są głosy (narracje?) z interkomu, przez co płyta wyraźnie nabiera zwartego i spójnego charakteru. Posiada ona spore tempo. Podczas jej słuchania odnosi się wrażenie, że bardzo dużo się na niej dzieje. Czasami aż za dużo. Tak dużo, że są chwile, że percepcja nie nadąża. Sporo tu ciekawych instrumentalnych pasaży, mnóstwo dobrych gitarowych riffów i soczystych solówek. No i co najważniejsze, wokal głównego bohatera prezentuje się naprawdę wybornie.
Może nie wszystkie pomysły należą na tej płycie do najbardziej oryginalnych, być może na pierwszy rzut ucha album „03 Trilogy - Part 3” może wydawać się płytą, jakich wiele. Ale prog metal to dość hermetyczny gatunek. Nie sądzę by można w nim, ot tak, wymyślić coś nowatorskiego. Dlatego nie należy spodziewać się po tej płycie jakichś większych rewelacji. Ale dla prawdziwych sympatyków takiego grania, a szczególnie dla fanów dobrych gitarowych brzmień „03 Trilogy – Part 3” to album z wysokiej prog metalowej półki. Naprawdę może się podobać.