„Schoolyard Ghosts” to szósty album duetu No-Man powstałego w wyniku współpracy pomiędzy wokalistą Timem Bownessem, a (w tym przypadku wyłącznie) instrumentalistą Stevenem Wilsonem (Porcupine Tree). Z tej niezwykłej kooperacji wyszedł album ocierający się o granice muzycznego geniuszu. Najbardziej dojrzały, najbardziej wysmakowany, najwspanialszy w całym dorobku No – Man. Płyta „Schoolyard Ghosts” wypełniona jest niesamowicie klimatyczną, uduchowioną i natchnioną muzyką. Somnambuliczna atmosfera w połączeniu z precyzyjnie dawkowanym ciepłym śpiewem Bownessa oraz często lapidarnymi, spokojnymi, graniczącymi z muzycznym minimalizmem, akustycznymi dźwiękami, czynią to wydawnictwo dziełem skończonym. Totalnym. Genialnym. Przewspaniałym.
Już pierwsze nuty otwierającego płytę utworu „All Sweet Things” dowodzą, że mamy do czynienia z albumem wybitnym. Kolejne nagranie, „Beautiful Songs You Should Know”, swą liryczna melodyką potwierdza sens swojego tytułu. Takich utworów chciałoby się słuchać jak najczęściej. Współkompozytorem tego nagrania jest Giancarlo Erra z grupy Nosound. To chyba swoisty rewanż za udział Tima Bownessa w sesji nagraniowej płyty Nosound pt. „Lightdark” (Tim zaśpiewał na niej w utworze „Someone Starts To Fade Away”). Trzeci na płycie, „Pigeon Drummer” ze swoim onirycznym klimatem i kontrastującym z nim ostrym gitarowym riffem jest kolejnym przykładem kompozytorsko-wykonawczego mistrzostwa panów Wilsona i Bownessa.
Wygląda na to, ze Steven Wilson osiągnął taki etap w swoim życiu artystycznym, że można być pewnym, że za cokolwiek by się on teraz nie wziął, to zamienia się to w ogromny artystyczny sukces. Blackfield, Porcupine Tree, No – Man… trzy, wilsonowskie projekty, których płyty wydane na przestrzeni ostatnich 15 miesięcy są najprawdziwszymi arcydziełami. Majstersztykami, z jakimi nieczęsto mamy do czynienia we współczesnym rocku.
Klasę Wilsona docenia publiczność pod niemal każdą szerokością geograficzną kuli ziemskiej. Doceniają też znani muzycy. Dlatego niech nikogo nie dziwią nazwiska Pata Mastelotto (King Crimson), Colina Edwina (Porcupine Tree), Gavina Harrisona (Porcupine Tree/King Crimson), czy Bruce’a Kaphana (American Music Club), którzy z chęcią skorzystali z zaproszenia do wzięcia udziału w nagraniu niniejszej płyty i spisali się przy tym – jak na nich przystało – w sposób zgoła rewelacyjny. Warto podkreślić też udział w sesji nagraniowej Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej pod dyrekcją Dave’a Stewarta, która w kilku fragmentach nasyciła muzykę No – Man prawdziwym czarem i porażającą melancholią. Najlepiej słychać to chyba w najwspanialszej na płycie 13-minutowej kompozycji pt. „Truenorth”. Orkiestra odgrywa na tej płycie rolę podobną do tej, jaką przed laty w instrumentarium grup rockowych pełniły melotrony. Nie uderza pełnym rozmachu brzmieniem, a raczej odzywa się w sposób bardziej artystyczny. Upiększa ona i ubarwia muzykę duetu, nie przekraczając jednak delikatnej granicy wyciszenia, którą narzucają pozostałe instrumenty. Bo właśnie ten klimat melancholii i spokoju, muzycznego wyciszenia i hipnotyzującego minimalizmu króluje na tej płycie od pierwszego do ostatniego dźwięku.
Pierwszych pięć utworów na płycie to artyzm wyniesiony na prawdziwe wyżyny. Po piosence „Wherever There Is Light” napięcie nieco opada i płyta z lekka dryfuje ku końcowi. Ale wciąż jest to granie i śpiewanie na najwyższych z możliwych poziomów. No, bo utwory „Song Of The Surf”, „Streaming” i „Mixtaped”, które początkowo podobały mi się najmniej, okazują się w końcowym rozrachunku prawdziwymi muzycznymi perłami. Wystarczy przysłuchać się każdemu z nich osobna.
Osiem wspaniałych utworów, doskonale skrojonych pod ciepły, natchniony głos Bownessa i wypełnionych nieskończenie piękną muzyką. Wykonanych w prawdziwie mistrzowski sposób. Czyż trzeba czegoś więcej, by na 53 minuty z sekundami przenieść się do zupełnie innej rzeczywistości i pobyć w stanie autentycznego zauroczenia, chłonąc strumień magicznych dźwięków? Płyta „Schoolyard Ghosts” jak mało która pozwala na to, by przy jej słuchaniu zapomnieć o bożym świecie. Bajka. Prawdziwe mistrzostwa świata muzycznego minimalizmu.