Bez wielkiego szumu, bez żadnej reklamy, bez zakrojonej na szeroką skalę akcji promocyjnej ukazał się na brytyjskim rynku debiutancki album grupy Magrathea. Album, który idealnie utrafi w gusta sympatyków brzmień spod znaku Marillion, Kayak, czy późnego Genesis. Zadziwia rozmach i swoboda, z jaką ten, będący przecież dopiero na dorobku, zespół porusza się po niełatwych przecież obszarach art rockowych klimatów, symfonicznych brzmień, złożonych i rozbudowanych aranżacji. Od razu wiadomo, że dwaj najbardziej odpowiedzialni za całość panowie Glenn Alexander (v,k) oraz Gary Gordon (g, bg) to muzycy nietuzinkowi, obdarzeni ogromnym talentem, rzadko spotykanym muzycznym smakiem, potrafiący grać swoją muzykę w sposób tyleż piękny i niebanalny, co finezyjny i wysmakowany. Nie wiadomo tylko, czy Magrathea to przypadkiem nie zespół - efemeryda, gdyż Gordon i Alexander, na co dzień koncentrują się raczej na działalności solowej. Podobno już niedługo zespół ma ruszyć w pierwszą trasę koncertową, co raczej dobrze rokuje na przyszłość, bo szkoda by było, gdyby działalność grupy miała zamknąć się wydaniem zaledwie tej jednej płyty. Bo trzeba przyznać, że na „Legends” naprawdę jest czego słuchać. Brak prężnych działań marketingowych rekompensują prawdziwe muzyczne fajerwerki. Utworów „Reunion”, „Magical Box”, „Dreamscape”, czy „Man Who Loved Flowers” nie powstydziliby się tak renomowani wykonawcy, jak Genesis, King Crimson, Marillion, czy VdGG. Bo właśnie nimi najmocniej zainspirowany jest zespół Magrathea, chociaż swoimi kompozycjami stara się on raczej zbliżyć do zgrabnych, kilkuminutowych utworów, niż do mocno rozbudowanych symfonicznych form muzycznych. Płyta utrzymana jest w spójnym, jednorodnym klimacie, którego wszystkie walory poznaje się dopiero przy uważnym wysłuchaniu całości, a nie pojedynczych nagrań. Mnóstwo tu ciekawych melodii i świetnie wykonywanych partii instrumentalnych. Warto podkreślić, że do wysokiego poziomu dostraja się wokalista Glenn Alexander. Obdarzony jest on niezwykle ciekawym głosem i wie on doskonale jak z niego korzystać. Jego partie wokalne stanowią bardzo mocny punkt tego wydawnictwa. Szkoda tylko, że płytę „Legends” można nabyć wyłącznie za pośrednictwem strony zespołu www.magrathea.org.uk . Gdyby tej muzyce udało się dotrzeć do wszystkich, którzy potrafią docenić jej prawdziwe piękno, artyzm i wyobraźnię muzyczną zespołu, to mielibyśmy z pewnością hit na miarę debiutu grupy Marillion przed 20 laty. A tak, obawiam się, że świat może nie docenić tego wspaniałego prog rockowego zjawiska. Byłaby to niepowetowana strata. Nie pierwsza zresztą w kręgu młodych grup progresywnych, ale w przypadku grupy Magrathea byłoby to wyjątkowo niesprawiedliwe. Tylko czy współczesny świat jest sprawiedliwy?...
Magrathea - Legends
, Artur Chachlowski