Geoff Tyson nazywa siebie „człowiekiem bez ojczyzny”. Właściwiej byłoby powiedzieć, że Geoff to gitarowy bard przenoszący swój dom tam, gdzie spotyka natchnienie dla swojej muzyki. Do niedawna mieszkał w słonecznej Kalifornii, gdzie stał na czele grup T-ride, Snake River Conspiracy i Stimulator. Występował na jednej scenie z artystami pokroju Duran Duran, Queens Of The Stone Age, A Perfect Circle i Filter. Jego muzyka znalazła się w soundtrackach to gier video (Quitar Hero III) oraz w hollywoodzkich produkcjach filmowych, m.in. „Kapitan Ron” (1994), czy disneyowskiej kreskówce „Ella zaklęta” (2005). Swego czasu był też jednym z najzdolniejszych uczniów samego Joe Satrianiego.
Jak widać, Geoff posiada imponujące CV, które zadziwia szczególnie w ostatniej pozycji: niedawno wyemigrował ze Stanów Zjednoczonych i od pewnego czasu mieszka w czeskiej Pradze, gdzie przeniósł się znajdując w stolicy naszych sąsiadów inspirację dla swojej najnowszej muzyki. Opublikował ją na wydanej niedawno płycie zatytułowanej „Slow Mad Descent”. Wypełnia ją 11 utworów, będących w swojej konstrukcji stosunkowo prostymi, melodyjnymi piosenkami. Geoff sam gra na wszystkich instrumentach (gitary, bas, perkusja, klawisze, wiolonczela, sitar), sam też śpiewa we wszystkich utworach. Jak na wydawnictwo niezależne, jego album zachwyca krystalicznie czystą produkcją, a jego piosenki imponują pięknymi melodiami i wysoką klasą wykonawczą. Styl Geoffa Tysona można śmiało określić mianem „ambitnego melodyjnego rocka” i przyrównać go do dokonań Toma Petty, Paula McCartneya, czy – ze względu na podobną barwę głosu - Nicka d’Virgillio. Tak właśnie: płyta „Slow Mad Descent” chyba najbardziej przypomina mi swoim klimatem album „Karma” (2001) obecnego frontmana Spock’s Beard.
Piosenki Geoffa Tysona to bardzo miłe w odbiorze utwory, nakierunkowanie raczej na słuchaczy potrafiących docenić w muzyce jej prostotę, melodyjność, a przy tym swoistą kulturę lapidarnej artystycznej wypowiedzi, zamkniętą w krótkich 3-4 minutowych piosenkach. Pop rock? Tak, ale przeznaczony dla wymagającego odbiorcy. Ten album naprawdę może się podobać. Ja ukochałem sobie z niego 4 nagrania (w takiej kolejności): „You Used To Belive”, „You Again”, „River Blue” oraz „Mean Street”. Podejrzewam, że ilu słuchaczy, tyle zapewne ulubionych nagrań na płycie „Slow Mad Descent”. Świadczy to tylko o tym, że to bardzo udany album, który ze względu na swoją wyjątkową urodę powinien trafić pod strzechy do jak najszerszego grona słuchaczy.