Mieszkający w Bordeaux francuski muzyk Clément Darrieu utworzył Altesię jako projekt solowy w 2017 roku. Minęły trzy lata i oto ukazuje się pierwszy album zatytułowany „Paragon Circus”, na którym Altesia jest już regularnym zespołem, w skład którego wchodzą: Alexis Casanova (gitara), Yann Ménage (dr), Henri Bordillon (k) i Antoine Pirog (bas). Z tego co wiem, tego ostatniego już po nagraniu płyty zastąpił Hugo Bernart.
Zespół Altesia gra progresywną muzykę z mocno wyeksponowanymi gitarami (są one w miksie wysunięte zdecydowanie bardziej do przodu niż instrumenty klawiszowe) w duchu grup Porcupine Tree, Opeth i naszego Riverside. Wyraźnie słychać, że Clément jest również inspirowany twórczością takich artystów, jak Haken, Leprous, Soen czy Beardfish. Jednym słowem, wie on o co we współczesnym progrockowym graniu chodzi i jeżeli chodzi o mieszankę rocka progresywnego i progresywnego metalu zawierającą pewne elementy jazzowe, funkowe, a nawet deathmetalowe (w dwóch utworach pojawia się gościnnie growlujący Esteban Sainz), trzeba przyznać, że album „Paragon Circus” plasuje się znacznie powyżej stanów średnich. Zespół umiejętnie dawkuje nastrój balansując pomiędzy spokojną i czarującą atmosferę swoich kompozycji, a przewijającymi się w nich raz po raz ciężkimi i potężnie brzmiącymi tematami.
Na program tego trwającego blisko godzinę albumu składa się sześć kompozycji. Biorąc pod uwagę, że całość rozpoczyna się od ledwie dwuminutowego intro „Pandora”, widać że mamy do czynienia z rozbudowanymi, wielowątkowymi i efektowanie zinstrumentalizowanymi (w utworze „Reminiscence” pojawia się saksofon, a w „The Prison Child” skrzypce) utworami. Bardzo miło się ich słucha, szczególnie „Hex Reverse” i „Reminiscence” wypadają bardzo efektownie i gdyby tak zamknąć oczy i dać ponieść się wyobraźni, to muzyczne skojarzenia niejednokrotnie jednoznacznie biegną w kierunku wspomnianych wyżej zespołów. Z jednej strony dobrze to świadczy o tych francuskich muzykach, ale jestem pewien, że teraz przed nimi kolejny ważny krok: muszą jak najszybciej pokazać, że nie chcą być rozpoznawalni li tylko z powodu tego, że brzmią jak Opeth, Haken czy też Soen...
Ukoronowaniem albumu jest 18-minutowa suita „Cassandra’s Prophecy”. Brzmi naprawdę ciekawie i stanowi finał godny tej udanej płyty. Wydaje się, że wskazuje ona kierunek, w jakim powinien w przyszłości podążać zespół Clémenta Darrieu. „Paragon Circus” to dobry początek. Na pewno nie jest to dzieło totalnie przełomowe, ale w kategorii ‘debiut’ stanowi sporą obietnicę na resztę udanego roku.