Long Earth - Once Around The Sun

Artur Chachlowski

Grupę Long Earth tworzy pięciu muzyków, z których niektórzy grali kilkadziesiąt lat wcześniej w znanym szkockim progresywnym zespole Abel Ganz. I ta informacja niechaj będzie wskazówką dla czytających tę recenzję, bo Long Earth to muzyczny ‘brat’ zespołu Abel Ganz. Dziwnym zbiegiem okoliczności panowie Mike Baxter (k), Ken Weir (dr), Gordon Mackie (bg), Renaldo McKim (k) i Hew Montgomery zagrali przed laty na tym samym festiwalu w Glasgow (działo się to w latach 80.!), lecz w trzech różnych zespołach!

Musiało minąć wiele lat zanim skrzyknęli się razem i założyli nowy zespół. W 2017 roku ich grupa Long Earth wydała debiutancki album „The Source”, który wprawdzie zyskał sobie ciepłe przyjęcie, lecz nie zdołał się przebić do świadomości progrockowych słuchaczy spoza ojczyzny zespołu. Dopiero dołączenie do zespołu wokalisty Martina Haggarty'ego w 2018 roku (zastąpił Neila Mackie, który wcześniej zastąpił Hew Montgomery’ego) spowodowało, że sprawy zaczęły nabierać dobrego obrotu. Materialnym tego efektem jest wydana w marcu br. druga płyta Long Earth zatytułowana „Once Around The Sun”.

Stylistycznie jest ona adresowana do wyznawców neoprogresywnej muzyki, w dodatku utrzymanej w dość miękkim, łagodnym i romantycznym klimacie. Dotyczy to szczególnie długiej, epickiej czteroczęściowej kompozycji tytułowej. Poszczególne części, których tytuły to kolejne pory roku, zawierają bardzo marzycielską muzykę z ciepłym wokalem, gitarami akustycznymi, melodyjnymi klawiszami, tylko od czasu do czasu (szczególnie pod koniec „Autumn”) słychać bardzie rozbudowane sekcje nasączone brzmieniem organów Hammonda.

Zanim jednak dotrzemy do tej 33-minutowej suity w programie albumu natkniemy się na pięć niezależnych utworów. Część z nich („My Suit Of Armour”, „What About Love?”, „The Man In The Mirror”) także utrzymana jest w balladowym nastroju, reprezentującym melodyjny neo prog rock z przyjemnym wokalem, spokojnie operującą gitarą i stylowymi partiami neoprogresywnych klawiszy.

Bardziej dynamiczne (a zarazem bardziej ekscytujące) jest otwierające płytę nagranie „We Own Tomorrow” (kłania się atmosfera wczesnych nagrań Marillion). Także 12-minutowa kompozycja „A Guy From Down The Road” (zwracam uwagę na efektowne brzmienia Hammonda C3 i porywające solówki na gitarze elektrycznej) to rzecz trochę wyłamująca się ze schematów, bo to solidna porcja art rocka osadzona w stylistyce… bluesrockowej.

„Once Around The Sun” to niezła płyta, choć przyznam szczerze, wróżyłbym jej większy sukces, gdyby ukazała się jakieś ćwierć wieku temu. Wtedy to neoprogresywne klimaty podbijały serca słuchaczy muzyki przez duże M. Dziś takie granie lekko trąci już myszką. Ale posłuchać na pewno warto.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!