Depeche Mode - Spirits In The Forest

Tomasz Dudkowski

Brytyjscy weterani sceny regularnie co 4 lata wydają studyjny album, po którym wyruszają w oszałamiającą trasę koncertową udokumentowaną później wydawnictwem „live”.

Tym razem promowali całkiem udaną płytę „Spirit” podczas trasy „Global Spirit Tour”. Ostatnie jej koncerty zagrali w berlińskim amfiteatrze Waldbühne 23 i 25 lipca 2018 roku. Stały się one podstawą obszernego wydawnictwa (2CD+2DVD lub 2CD+2BD) „Spirits In The Forest”. Jest to już druga z kolei „koncertówka” nagrana w tym mieście. Poprzednia, pod wszystko mówiącym tytułem „Live in Berlin”, ukazała się 6 lat temu.

Z promowanego albumu w setliście znalazło się miejsce tylko dla singlowych „Going Backwards”, „Cover Me” i „Where’s The Revolution” oraz „Poison Heart”. Resztę utworów stanowią w większości wielkie hity z bogatej dyskografii zespołu podane w mniej lub bardziej zmienionej aranżacji. Przede wszystkim na scenie oryginalnemu trio Dave Gahan, Martin L. Gore, Andy Fletcher towarzyszy austriacki perkusista Christian Eigner, który dodaje kolorytu szczególnie wczesnym utworom, w których pierwotnie słychać było automat perkusyjny. W trzech utworach słyszymy też żywy bas, za który chwyta drugi z gościnnych muzyków – klawiszowiec Peter Gordeno. Gore przez większość występu dzierży gitarę, z rzadka udając się za zestaw instrumentów klawiszowych. Fletcher głównie wyczynia „wygibasy” od czasu do czasu grając kilka nut na swoich klawiaturach. Tradycyjnie uwaga widzów skupiona jest na Gahanie, który mimo 60 lat na karku bezustannie tańczy jednocześnie śpiewając wprawiając w zachwyt przybyłych fanów. Trzeba przyznać, że mimo upływającego czasu jego głos nadal trzyma świetny poziom. Tradycyjnie swoje kilka minut ma Gore, który raczy nas swoim vibrato jako główny wokalista w „The Thing You Said”, „Insight” i „I Want You Now”. Towarzyszy mu na klawiszach, a także wspiera głosowo (całkiem nieźle) Gordeno. Tradycyjnie są to wyczekiwane przez fanów fragmenty koncertów, gdy robi się bardziej nastrojowo, wręcz intymnie mimo ponad 20 tysięcy ludzi zgromadzonych w amfiteatrze. Jest to też moment, by przypomnieć nieco mniej popularne utwory z czterdziestoletniej kariery zespołu.

W niektórych fragmentach licznie zgromadzona widownia wysuwa się na pierwszy plan. Tak jest choćby w „Everything Counts”, po którego zakończeniu zgromadzeni przed sceną ludzie dalej śpiewają, niczym na pamiętnej „101”:

„The grabbing hands

Grab all they can

Everything counts in large amounts…”

Największy entuzjazm wśród uczestniczących oczywiście wzbudza końcówka koncertu, podczas której zabrzmiały największe przeboje – „Enjoy The Silence” (dość mocno wydłużone z solem na perkusji, wstawką gitarową i śpiewem publiczności, dla mnie osobiście szczególny song, choć ze smutnego powodu), „Never Let Me Down Again” (ten las wymachujących rąk robi niesamowite wrażenie), „Walking With My Shoes” (z interesującym, dość dosłownym obrazem w tle) czy wykonywany na większości trasy jako ostatni „Personal Jesus”. W filmie widzimy jak przyzwyczajeni do takiej końcówki Gore, Gordeno i Eigner dołączają do Gahana by pożegnać się z publicznością. Stanowcze (choć z uśmiechem na twarzy) gesty wokalisty wysłały jednak muzyków z powrotem do swoich instrumentów, by mógł wybrzmieć jeszcze jeden utwór, pochodzący z debiutu („Speak & Spell”) rytmiczny „Just Can’t Get Enough”. Tą piosenką autorstwa pierwszego lidera grupy Vince’a Clarke’a zakończyła się trwająca prawie dwa lata trasa.

Warto wspomnieć jeszcze o jednym utworze, który wybrzmiał podczas bisów – coverze utworu Davida Bowie „Heroes”. Wykonując go w 1980 roku Gahan zwrócił na siebie uwagę Gore’a, Clarke’a i Fletchera. Reszta jest już historią… Ta delikatnie elektroniczna i niesamowicie porywająca wersja, z partią Frippa zagraną przez Gore’a i ponownie z Gordeno na basie, jest pięknym hołdem dla zmarłego idola.

Jak wspomniałem na wstępie materiał został zarejestrowany podczas dwóch koncertów w Berlinie, jednak do naszych rąk trafił zapis setlisty wykonywanej podczas finałowego występu. Szkoda, że utwory grane pierwszego wieczoru (m.in. „Barrel Of A Gun”, „Somebody”, „Home”, „In Your Room”, „I Feel You” czy „Strangelove”) nie zostały umieszczone w dodatkach na płytach blu-ray czy DVD. Tym bardziej, że w tym dniu swoje urodziny obchodził Gore, co też zostało podkreślone tego wieczoru. Na poprzednim wydawnictwie koncertowym („Live In Berlin”) znalazło się miejsce dla wersji surround promowanego wtedy albumu „Delta Machine”. Tym razem na taki krok nie zdecydowano się. „Spirit” zatem pozostaje jedynym studyjnym dokonaniem grupy, który nie posiada wersji 5.1. Właściwym, głównym pretekstem ukazania się tego zestawu jest film „Spirits In The Forest” pokazujący historię sześciorga fanów wybierających się na finałowe koncerty do stolicy Niemiec z odległych zakątków (m.in. z Mongolii). Sądząc po nazwie zestawu zapis koncertu jest jedynie dodatkiem. Świadczyć może o tym fakt, że wersja audio zamieszczona na dwóch kompaktach nosi tytuł „Live Spirits – Soundtrack”, a sam zapis wideo koncertu też traktowany jest jako bonus.

Jednak powyższe narzekania nie przysłaniają faktu, że dwie godziny z muzyką Brytyjczyków upływa bardzo szybko i piszącemu te słowa sprawiły mnóstwo przyjemności oraz przywołały wspomnienia śnieżnego lutowego wieczoru w krakowskiej Tauron Arenie. I podobnie jak wielomilionowa rzesza fanów czekam na kolejną płytę (ponoć Gore i Gahan już piszą na nią piosenki) i promujące ją koncerty.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!