„The Life Of The Honeybee & Other Moments Of Clarity”… Wydaje się, że dłuższego i bardziej niejasnego (sic!) tytułu nie można było wymyślić. Jednak tak właśnie postanowili zatytułować swoje najnowsze dzieło szkoccy progrockowcy z grupy Abel Ganz. Ukazuje się ono sześć lat po premierze poprzedniej płyty „Delusions Of Grandeur” i zostało ono nagrane w bardzo podobnym składzie personalnym. Tak więc nie ma już w Abel Ganz filarów pamiętających początki działalności zespołu w latach 80. (m.in. Alana Reeda, Hew Montgomery’ego i Hugh Cartera), są za to muzycy, którzy kilkanaście lat temu przejęli po nich schedę i po reaktywacji na początku tego stulecia sukcesywnie zasilali szeregi zespołu Abel Ganz, czyniąc z niego prawdziwą progrockową orkiestrę z fluktującym składem w zależności od potrzeb oraz stopnia rozbudowania aranżacyjnego poszczególnych kompozycji.
Tych kompozycji na nowej płycie jest sześć i powiązane są one ze sobą tematycznie. W melancholijno-nostalgiczny sposób opowiadają one o utracie, o wspomnieniach i o pełnym nadziei oczekiwaniu, o tym wszystkim, co można byłoby nazwać przestrzenią pomiędzy tym, „co już było”, a tym, „co ma dopiero nadejść”. O żalu za tym, co utraciliśmy i nadziei związanej z tym, co może się jeszcze wydarzyć.
Skład zasadniczo się nie zmienił (Davie Mitchell gra na gitarach, Jack Webb na syntezatorach, Mick Macfarlane śpiewa oraz gra na gitarach i na bouzouki, Stephen Donnelly na basie, Denis Smith na perkusji, a David King na gitarach, instrumentach klawiszowych oraz zaprogramował automat perkusyjny), odrobinę zmieniła się jednak muzyka. Całość rozpoczyna się od rozbudowanej kompozycji tytułowej, którą można uznać za wizytówkę tego albumu. To Abel Ganz inny niż możemy się spodziewać, bliższy folk rocka, z delikatnie jazzującymi sekcjami oraz z niespodziewanymi solówkami na skrzypcach (Fiona Cuthill), saksofonie (Snake Davies) i harmonijce (Alex Partlin). Wszystko rozwija się tu dostojnie, spokojnie i bez żadnego pośpiechu. Jakby leniwie, nieśpiesznie i sennie…
W kolejnym nagraniu nadal nie ma niepotrzebnego podkręcania tempa. „One Small Soul” to wokalny duet Micka Macfarlane’a z gwiazdą widowiska ‘Scots Singer of the Year’, uznaną w rodzimej Szkocji artystką, Emily Smith. Utworowi temu najbliżej do stylistyki pop i nic dziwnego, że został on wybrany na singiel promujący nowe wydawnictwo. Począwszy od wysublimowanej gitary, poprzez wspaniałe dźwięki zagrane na fortepianie, a na ogromnej muzykalności skończywszy, od pierwszej chwili czujemy, że to nagranie, które potrafi trafić do każdego serca.
„Arran Shores” to z kolei krótka miniaturka na gitarę akustyczną, a zarazem wielki popis gry Davida Kinga. Nostalgiczne nuty dobywające się spod jego palców znakomicie przywołują obraz wietrznej szkockiej pogody i malowniczej linii brzegowej. To niespełna trzy minuty instrumentalnej muzyki, w której można się zatracić i zapomnieć o wszystkich smutkach tego świata.
Niejeden odbiorca może naprawdę poczuć się zaskoczony dotychczasowym eklektyzmem i mało progrockowym charakterem nowej muzyki grupy Abel Ganz. Na szczęście pozostałe trzy utwory wprowadzają wszystko na właściwe tory. Utrzymane są one w podobnym duchu - dalej rozwijając wiszącą przez cały czas w powietrzu melancholię wprowadzają subtelne instrumenty akustyczne, smyczki, strzeliste brzmienia Hammonda i emocjonujące partie fortepianu. Pierwszy z nich, „Summerlong”, to ambitna, bardzo dobrze skrojona, lecz znowu zaskakująco nostalgicznie brzmiąca, kompozycja. Pojawiają się w niej wspaniałe aranżacje smyczkowe (odpowiedzialny jest za nie znany z Iony, Frank Van Essen), które szybują wysoko z melancholijną, tęskną gracją, jakby w żalu za mijającym bezpowrotnie latem.
Zaraz po niej następuje prawdziwe magnum opus tego albumu – trzynastominutowa, znowu przesycona nostalgią, fenomenalnie rozwijająca się kompozycja „Sepia And White”. Genialny jest klimat, w którym zawieszone jest to nagranie. Przypomina on mglisty kolor dawno minionych lat i zapomnianą miłość z poblakłej fotografii w kolorze sepii. To bardzo piękna, szlachetnie brzmiąca, epicka opowieść z licznymi progresywnymi elementami, pierwiastkami jazzu i dodatkowym akcentem przebojowego rocka, takiego trochę w stylu grupy Supertramp. Pomimo spokojnego tempa, bardzo dużo się w niej dzieje, a napięcie i emocje rosną z każdą minutą i z każdym pojawiającym się dźwiękiem. Kto wie, prawdopodobnie to szczytowe osiągnięcie w dorobku grupy Abel Ganz...
Płytę wieńczy utwór „The Light Shines Out”, w którym główną ścieżkę wokalną prowadzi nie Mick Macfarlane, a Denis Smith. Jego niski, umęczony głos stara się naśladować Petera Gabriela. W aranżacji pojawiają się folkrockowe i klasyczne instrumenty obsługiwane przez utalentowanych muzyków szkockiej sceny folkowej. Ten utwór ze swoją świetną melodyką naprawdę chwyta za serce i porusza cienką strunę subtelnych emocji. Uwielbiam sposób, w jaki łkająca gitara kończy to nagranie. To bardzo klimatyczne zamknięcie albumu i bez wątpienia jeden z najbardziej wyróżniających się jego fragmentów. Choć trzeba podkreślić, że obiektywnie rzecz ujmując, każda z sześciu kompozycji składających się na wydawnictwo „The Life Of The Honeybee & Other Moments Of Clarity” jest bardzo wyrazista, zdecydowanie inna od pozostałych i każda stanowi bardzo mocny punkt jego programu. I tym samym każda z nich sprawia, że nowy album to bardzo mocna pozycja w dorobku Szkotów.
Album został wyprodukowany przez perkusistę Denisa Smitha, zmiksowany przez legendarnego Simona Vinestocka (Texas, Blur, Robert Plant, Simple Minds), a masteringu dokonał Jacob Holm-Lupo (White Willow, Opium Cartel). O współpracy z nimi tak opowiada Denis Smith: „Wszyscy bardzo staraliśmy się, aby ta płyta była najlepszą, jaką kiedykolwiek nagraliśmy. Wszystko na niej jest ze sobą powiązane i nic nie może istnieć bez siebie. Jeżeli dana muzyczna fraza, linijka tekstu, jakiś konkretny instrument czy nawet najmniejszy element, mam tu na myśli także gości, których zaprosiliśmy do nagrań, już się pojawia, to ma to ściśle określony cel i powód. Celowo postanowiliśmy unikać powtarzania tego, co można było znaleźć na naszych poprzednich albumach, chcieliśmy wkroczyć na nowe obszary, zachowując przy tym pierwiastek naszej tożsamości. To pierwszy koncepcyjny album w historii Abel Ganz. Już sam ten fakt był dla nas sporym wyzwaniem. Cieszę się bardzo, a nawet napawa mnie to dumą, że mogliśmy współpracować z takimi profesjonalistami, jak Simon Vinestock i Jacob Holm-Lupo. Ci goście zdecydowanie pomogli nam podnieść walory produkcyjne i wynieść nasz najnowszy album na wyższy, bardziej profesjonalny poziom”.
Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. „The Life Of The Honeybee & Other Moments Of Clarity” to coś więcej niż zbiór zwykłych piosenek, to coś zdecydowanie więcej niż zestaw muzycznych opowieści. W każdym dźwięku słychać i czuć ile serca, ile ciężkiej pracy, ale też ile talentu włożyli weń szkoccy muzycy. Dzięki temu otrzymaliśmy coś wyjątkowego. To bardzo różnorodny i często mocno zaskakujący album i jestem pewien, że każdy słuchacz wybierze inną swoją ulubioną kompozycję. Moją ukochaną szybko stała się „Sepia And White”, którą uważam za jedną z najwspanialszych kompozycji, które usłyszałem w tym roku.
A na koniec jeszcze jedna uwaga. Tak sobie myślę, że chociaż zespół Abel Ganz ma bardzo długą historię i posiada w swoim dorobku sporo albumów, które pozytywnie zapisały się w historii muzyki progresywno-rockowej, to uważam, że jego najnowsze wydawnictwo, z całą jego złożonością, dojrzałością, wycyzelowaniem i brzmieniowym dopieszczeniem, jest prawdopodobnie szczytowym osiągnięciem w dotychczasowym dorobku tej szkockiej grupy.