Pochodzący z Danii zespół The Sonic Dawn nagrał swój kolejny, czwarty już, album zatytułowany „Enter The Mirage”. Wydawnictwo to miało swą premierę 22 maja tego roku. Dla przypomnienia dodam, że The Sonic Dawn działa od roku 2013 i wcześniej nazywali się The Mind Flowers. Ich debiutancki album „Perception” ukazał się w 2015 roku, a kolejne to „Into The Long Night” (2017) i „Eclipse” (2019).
Ponad rok minął od ostatniego krążka, więc muzycy The Sonic Dawn przygotowali dla swych fanów, a i może także nowych odbiorców, zestaw 10 nowych kompozycji. Idą na nim za ciosem i korzystając już z nabytych doświadczeń proponują esencję rockowej kultury lat 60. i 70. Muzyka wypływająca z nurtu tak zwanego retro rocka cieszy się coraz większym zainteresowaniem tych starszych, jak też i młodszych słuchaczy. The Sonic Dawn wychodzi naprzeciw temu społecznemu zapotrzebowaniu oferując ten oto krążek. To, co na nim prezentują muzycznie jest bardzo szczere i piękne oddające w pełni klimat, który niektórzy pamiętają, gdy swą muzyczną edukację rozpoczęli kilkadziesiąt lat temu. Wierność muzyce młodości i nostalgia za upływającym czasem umili nam zawartość najnowszego wydawnictwa zatytułowanego „Enter The Mirage”. Słuchając niezbyt długich (poza paroma wyjątkami) poszczególnych nagrań na myśl przychodzą czasy tzw. „Dzieci Kwiatów”. Inspirując się brzmieniem tamtej epoki duńscy muzycy tworzą dość proste, ale niepozbawione uroku i duchowej przestrzeni, melodie. Takie nieskomplikowane, wpadające w ucho dźwięki, oczywiście nie umniejszają technicznym umiejętnościom muzyków i dają wiele radości słuchaczowi. Odnoszę wrażenie jakby ich prostota z każdym kolejnym przesłuchaniem otwierała przed nami coraz to nowe i miłe dla ucha muzyczne niuanse. To właśnie najbardziej podoba mi się w twórczości The Sonic Dawn, że poprzez tak skonstruowane nagrania skrywają w nich coś więcej niż tylko sentymentalne nawiązania do minionych czasów. Może ktoś powie, że jest dużo takich retro kapel, które czerpią z pomysłów dinozaurów rocka. Jednak nie wszystkim udaje się zrealizować coś więcej niż jawne nawiązanie do ducha minionej epoki. W przypadku The Sonic Dawn słychać, że muzycy znacząco wychodzą poza ten margines, o czym łatwo przekonać się na ich poprzednim, jak i tym najnowszym albumie. Znawcom i koneserom muzyki sprzed 50 lat taka forma tworzenia muzyki może niekoniecznie przypadnie do gustu. Będą doszukiwać się w tych utworach brzmienia swoich muzycznych idoli. Prawda jest taka, że muzyka z biegiem czasu jej „rewolucji” po części opiera się na tym, co było wcześniej. Sztuką jest zagrać to po swojemu i myślę, że tą właśnie umiejętność muzycy z The Sonic Dawn posiedli i nadal rozwijają.
Materiał dźwiękowy, z jakim mamy do czynienia na albumie „Enter The Mirage”, za pośrednictwem gitar, organów, fletu, perkusji, wokalu oraz tradycyjnego instrumentu, jakim jest sitar, zabiera słuchacza w muzyczną podróż kultywującą muzykę muzycznych oldbojów. Duński zespół potrafi czarować i zaskakiwać każdym dźwiękiem w znamiennym dla siebie stylu na pograniczu folk rocka czy też psychodelicznego rocka w takich nagraniach jak „Loose Ends”, „Children of The Night” czy „Shape Shifter”. Ta swoboda w miksowaniu różnych stylów i odpowiednie ich wyważenie świadczy o wysokim poziomie wokalno-instrumentalnym muzyków, czego możemy doświadczyć w kolejnych utworach: „Enter The Mirage” i „Soul Sacrifice”. Dzięki nim ta płyta staje się ich najlepszą z dotychczas nagranych. A niejako ukoronowaniem tego najnowszego wydawnictwa są dwie ostatnie piosenki: „Sun Drifter” oraz „UFO”. Po takim zakończeniu nie pozostaje nic innego jak tylko ponownie odtworzyć album przepełniony tą miłą, eteryczną i marzycielską muzyką.
Wymieńmy nazwiska muzyków, którzy go nagrali: Emil Bureau – śpiew, gitary, instrumenty klawiszowe, flet, sitar, Jonas Waaben – perkusja i Niels Bird Fuglede – gitara basowa.
Słucham albumu “Enter The Mirage” z winylowego krążka i muszę powiedzieć, że koneserom muzyki na winylu ta płyta sprawi wiele muzycznych przyjemności i przywoła wspomnienia, gdy słuchali swych ulubieńców wyłącznie z czarnych krążków. Za sprawą tego longplaya powraca czar tamtych chwil…
Na koniec wspomnę o jeszcze jednym skojarzeniu, jakie nasuwa mi się podczas słuchania tego albumu. Mianowice jest to piękny krajobraz wyłaniający się z porannej mgły, kiedy to powoli ustępująca noc odsłania przed nami zachwycające widoki...
Czasami mamy ochotę wyrwać się z tej nieznośnej codzienności w obliczu obecnych zakazów i nakazów. Najbezpieczniej jest zrealizować to pragnienie za pośrednictwem tej „muzycznej widokówki”, jaką jest recenzowana przeze mnie płyta, a której puentą niech będą słowa zawarte w jednej z piosenek: „…Tylko miłość jest prawdziwa. Nie pozwól, aby nienawiść wykorzystała to, co najlepsze”…