Pannekeet, Udo - Electric Regions

Artur Chachlowski

Przyznam szczerze, że mam spory problem z tą płytą. Bo z jednej strony nie ma na niej muzyki, po którą zazwyczaj sięgam z upodobaniem, a z drugiej – trudno nie docenić tak ambitnych, a przy tym po mistrzowsku zagranych kompozycji. Dodajmy, kompozycji utrzymanych w… jazzowym klimacie.

Udo Pannekeet jest aktualnym basistą holenderskiej grupy Focus, która przed rokiem wydała album zatytułowany „11”. Jak się okazuje, nasz bohater to muzyk o licznych talentach i szerokich zainteresowaniach. Daje o tym znać swoim drugim albumem instrumentalnym zatytułowanym „Electric Regions”, będącym swoistą kontynuacją swojego debiutanckiego solowego krążka z 2013 roku…

Płyta zawiera pięć kompozycji, ale najważniejsza, najdłuższa (ponad 23 minuty!) zatytułowana „Electric Regions Part One” to flagowy utwór całego albumu. Początek jest dość łagodny z subtelnym wprowadzeniem syntezatorów i płynnych linii basu, co tworzy niesamowity nastrój. Nagle kompozycja zaczyna się gwałtownie rozwijać, ale wciąż utrzymana jest nawet nie tyle w jazzrockowych, co jazzowych klimatach. Raz po raz następują po sobie efektowne sola w finezyjny sposób zagrane na klawiaturze, puzonie, gitarze i saksofonie. To progresywny jazz fusion w najlepszym wydaniu. Dużo tu dynamicznych sekwencji, które mieszają się z lirycznym fragmentami. Dużo zmian tempa i różnych odcieni jazzowej stylistyki. To bardzo mocna kompozycja, choć przyznam, niekoniecznie z mojej ulubionej bajki.

Po „Electric Regions Part One” mamy na tej płycie jeszcze cztery instrumentalne utwory. Tym razem krótsze, w granicach 4-5 minut. Wszystkie utrzymane w podobnym klimacie. „Integration Yes” to jazz fusion z mocnymi partiami bębnów i dynamicznie pracującą sekcją rytmiczną. Z każdą chwilą tempo utworu narasta i cały zespół towarzyszących Pannekeetowi muzyków pokazuje, jak bardzo są zręczni w tych jazzowych wygibasach. Mistrzowskie solo na basie, które słyszymy w lirycznym temacie „Little Nura”, jest kolejną godną uwagi atrakcją płyty, podobnie jak pozornie chaotyczna gitara prowadząca w „The Antibes Situation”. W nagraniu tym dominuje elektroniczne brzmienie, ale to wciąż ten sam stary, dobry free jazz zawieszony w swojej tradycyjnej konwencji. Ostatni utwór na płycie to „Cocon Cocon”. Podobnie jak w otwierającej album suicie słyszymy tu wyjątkowo udaną współpracę całego zespołu: dynamiczne bębny, bas Pannekeeta, puzon, gitara i saksofon tworzą prawdziwe instrumentalne fajerwerki. Bardzo chwytliwy to utwór, a zarazem udane zakończenie tej dobrej, jazzowej płyty.

Udo Pannekeetowi towarzyszą na niej wybitni jazzowi instrumentaliści. Wymieńmy ich nazwiska, bo wykonują na tym krążku naprawdę dobrą robotę: Marcel Serierse (perkusja), Rein Godefroy (fortepian, syntezatory), Jelle Roozenburg (gitary), Martijn Van Iterson (gitary), Eef Albers (gitary), Menno Gootjes (gitary), Tim Langedijk (gitary), Ilja Reijngoud (puzon), Jan Van Duikeren (trąbka), Nils Van Haften (saksofon, klarnet), Tom Beek (saksofon tenorowy), Remco De Landmeter (flet), René Ten Cate (wibrafon) oraz Jos De Haas (instrumenty perkusyjne).

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!