Przyznam, że kiedyś rock opery Arjena Lucassena zachwycały mnie bezgranicznie i każda z nich była dla mnie wielkim muzycznym wydarzeniem. Jednak od jakiegoś czasu jakoś nie mogę się przełamać i znaleźć w kolejnych płytach firmowanych nazwą Ayreon jakiegoś pierwiastka wyjątkowości i niesamowitości. Jako sympatyk twórczości tego holenderskiego muzyka przeszedłem daleką drogę: od zachwytu po życzliwe, acz pozbawione nadmiernych oczekiwań, śledzenie jego kolejnych wydawnictw. Nie ukrywam, że tak jest i tym razem. Pomimo jak zawsze gwiazdorskiej obsady (bardzo długa lista znanych instrumentalistów i wokalistów, którzy wzięli udział w nagraniu nowej płyty) o płycie zatytułowanej „Transitus” piszę głównie z kronikarskiego obowiązku.
„Transitus” to (znowu!) rock opera nagrana z udziałem m.in. Dee Snidera, Marty'ego Friedmana, Joe Satrianiego, Simone Simons (Epica), Amandy Somerville (Avantasia), Marceli Bovio (MaYan), Paula Manziego (ex-Arena), Johanne’a Jamesa (Threshold), a narratorem jest aktor Tom Baker. Fabuła oparta jest na opowieści o młodych kochankach Abby (Cammie Gilbert) i Danielu (Tommy Karevik). Daniel zostaje zamordowany i znajduje się w tajemniczym królestwie między niebem, a piekłem (czyśćcu?) zwanym Transitus. Historia rozwija się wokół tego, że Daniel próbuje udowodnić, że jego ukochana nie uczestniczyła w jego morderstwie (choć dla mnie do samego końca nie jest to jednoznaczne). Prosi Anioła Śmierci (Simone Simons), aby pomógł mu w jego misji… To miłosna opowieść, można powiedzieć, jako klasyczny punkt wyjścia do stworzenia rockowego konceptu. Średnio udanego, moim zdaniem, niestety…
Jak zawsze u Lucassena, otrzymujemy dzieło rozbuchane do granic wytrzymałości, rozciągnięte do dwóch krążków CD, w dodatku bardzo różnorodne muzycznie. Lucassen przy pomocy zaproszonych gości (mamy w tym gronie sporo muzyków metalowych, instrumentalistów klasycznych, chórzystów, etc.) płynnie łączy elementy różnych gatunków, wspierając narrację (narracyjny głos Toma Bakera odzywa się praktycznie w każdym utworze) i popychając akcję do przodu. Wykorzystuje różne, nie tylko rockowe, ale i starodawne instrumenty, takie jak dzwonki, cymbały i lira korbowa. Wokaliści, często posługując się aktorską manierą, starają się wchodzić w kreowane przez siebie postaci. Dużo się tu dzieje, ale zmierza to… donikąd. Bo w przeszłości takich historii Lucassen i jego Ayreon opowiedział już co najmniej kilka.
Jak łatwo się domyślić, jako całość, najnowszy album Ayreonu, nie zachwycił mnie wcale. Ale nie zaprzeczę, że ma on swoje momenty. Najbardziej efektownymi jego fragmentami są utwory wydane na singlach. Simone Simons lśni w roli Anioła Śmierci w „The Human Equation” (skąd my znamy ten tytuł?...). W „Talk Of The Town” pojawia się Paul Manzi – do niedawna jeszcze frontman Areny oraz gwiazdka musicali Clive’a Nolana. Nieźle prezentuje się też temat „Hopelessly Slipping Away”. W „Get Out! Now!” słyszymy potężne solo w wykonaniu Joe Satrianiego i jest to bez żadnych wątpliwości jeden z najmocniejszych instrumentalnie fragmentów tego albumu. Niezłe wrażenie robi też umieszczona na początku płyty najdłuższa, bo ponad dziesięciominutowa, kompozycja „Fatum Horrificum”, która pełni rolę literackiej introdukcji do opowiadanej na albumie „Transitus” historii.
Historii, która – powiedzmy to szczerze – dłuży się niemiłosiernie. To cóż, że w finale akcja nabiera tempa, skoro przez swoją większą część album razi powtarzalnością. I może to być główny powód, dla którego niektórym trudno będzie przedrzeć się przez całość tej metalowej rock opery.