Trout, Walter - Ordinary Madness

Andrzej Barwicki

Amerykański gitarzysta Walter Trout swą muzyczną karierę rozpoczynał pod koniec lat 60. jako muzyk sesyjny u boku takich sław bluesa, jak Johnny Lee Hooker, Percy Mayfield i Joe Tex. Trout ma za sobą długą karierę bluesrockową i wspólną grę z zespołami Canned Heat i Bluesbreakers Johna Mayalla, zanim rozpoczął nagrywać swoje solowe albumy. W 1998 roku wydał debiutancki album zatytułowany po prostu "Walter Trout" oraz zmienił nazwę swojego zespołu na Walter Trout and the Free Radicals (która została później zmieniona na Walter Trout and the Radicals, zaś obecnie po prostu występuje pod szyldem Walter Trout).

Podsumowując jego dotychczasową dyskografię, studyjną i koncertową, trzeba stwierdzić, że jest ona dosyć obszerna, bo obejmuje około 40 płyt, za które wielokrotnie nagradzany był przez Blues Music Awards, British Blues Awards i Blues Blast Music Awards.

Jego życiowe doświadczenia mają ogromny wpływ na tworzoną przez niego muzykę i nie inaczej jest na najnowszym albumie. Dla Waltera Trouta nie ma „nas” i „ich”, teraz gdy świat szuka ukojenia po tragedii, która dotknęła nas wszystkich, wraz z obecnie panującą pandemią. „W tej chwili dzieje się wiele niezwykłego szaleństwa” - uważa Trout po kryzysie COVID-19. „Zacząłem ten album z powodu wad i słabości, które dostrzegłem w sobie. Ale ostatecznie chodziło mi o nas wszystkich". Jego gra na gitarze oraz komponowanie piosenek jest odzwierciedleniem życiowych i zdrowotnych doświadczeń, które napotyka na swej drodze. To też powinno nas skłonić do przemyśleń, pamiętając o tym, że na końcu każdego życiowego tunelu na pewno spotka nas światełko.

Najnowszy album zatytułowany jest "Ordinary Madness" i ukazał się pod koniec sierpnia tego roku na CD i LP. Wydawcą jest Provogue Records/Mascot Label Group. Już na wcześniejszych płytach artysty mogliśmy się przekonać z jakimi emocjami potrafi grać na gitarze będąc w szczytowej formie i najnowsze wydawnictwo jeszcze bardziej to podkreśla. Już pierwsze, tytułowe nagranie nie pozostawia złudzeń co do kompozytorskich umiejętności Trouta. Brzmienie gitary, pianina elektronicznego i sekcji rytmicznej tworzą niepowtarzalny charakter piosenki prostej, ale jakże ważnej w swym przekazie. Niezwykle istotna jest tu strona wokalna potęgująca odbiór tego nagrania.

Wstydzimy się siebie i wątpimy, rzucamy się na tych, których kochamy… - między innym takie tematy porusza na tym albumie Walter Trout. Słuchając kompozycji „My Foolish Pride” czy „Heartland” warto zwrócić uwagę na harmonijne wokale, których doświadczymy jeszcze w kilku innych nagraniach. W nagraniach „Final Curtain Call” i „The Sun Is Going Down” Trout gra na harmonijce. Brzmienie akordeonu też ma swój urok. Trout potrafi wyrażać uczucia smutku i straty poprzez znakomitą grę na gitarze, jak np. w utworze "All Out Of Tears" napisanej w hołdzie dla zmarłego syna amerykańskiej piosenkarki bluesowej Teeny Tucker. Znawców brzmienia gitary tego artysty może to nie być zaskoczeniem, ale trzeba przyznać, że w przekonywujący sposób gra on na naszych emocjach.

Po wysłuchaniu utworu „Heaven In Your Eyes” tylko jedno przychodzi mi na myśl: muzyka Trouta pozostanie w naszych sercach na zawsze. Kolejny utwór jeszcze mocnej akcentuje muzyczną wrażliwość artysty. Trochę psychodelicznie brzmi bluesrockowy utwór „The Sun Is Going Down”, w którym artysta podejmuje temat starzenia się i mówi o nieubłaganym upływie czasu.

Przed nami jeszcze nagrania „Make It Right”, „Up Above My Sky” i „OK Boomer”, w których doświadczymy nie tylko bluesrockowych uniesień. Powraca radość, piękno, majestat i magia muzyki Waltera Trouta oraz towarzyszących mu na tej płycie instrumentalistów. W tym gronie znajdują się Teddy Andreadis (pianino elektroniczne, organy Hammonda, akordeon, fortepian), Michael Leasure (perkusja, tamburyn), Johnny Griparic (bas), Anthony Grishman (gitara), Skip Edwards (fortepian, organy Hammonda), Drake „Munkihaid” Shining (organy Hammonda) oraz Eric Corne (wokal w chórkach). Nagrań utworów wchodzących w program płyty „Ordinary Madness" dokonano w studiu Robbiego Kriegera (The Doors). Warto też wspomnieć, że za końcowy etap procesu realizacji produkcji muzycznej, podczas którego wydobywa się niuanse brzmieniowe, odpowiedzialny jest Mark Chalecki.

Warto sięgnąć po ten album, którego styl mieści się nie tylko w bluesrockowej przestrzeni, ale wyraźnie rozszerza się poza ten gatunek. Walter Trout, weteran muzycznej sceny, w niesamowicie szczery i niemal autobiograficzny sposób powierza nam ten krążek, dzieląc się swym talentem i, co by tu nie pisać, mistrzowską klasą komponowania i grania na gitarze.

Siłą tej muzyki jest triumf tworzonej przez instrumentalistów realnej podświadomości poruszającej wrażliwość słuchacza. Ta płyta potrafi pobudzić naszą wyobraźnię, dzięki niej poszukujemy odniesień do naszego życia i doświadczeń, szczególnie w tym czasie pandemii, z jakim borykamy się obecnie. To też umacnia nas w przekonaniu, iż chwilowe słabości oraz izolacja pozwoli nam inaczej spojrzeć na świat i docenić to wszystko, co w swoim przekazie niesie nowa muzyka Waltera Trouta.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!