Code 18 - Human Error!

Artur Chachlowski

Code 18 to zespół rockowy funkcjonujący w kanadyjskim Quebecu. Został założony przez keyboardzistę grupy Huis, Johnny'ego Maza. Do współpracy zaprosił JF Rémillarda (gitary) oraz grającego na basie wokalistę ukrywającego się pod pseudonimem Bönz. Obaj to bardzo utalentowani muzycy, którzy swoje spore umiejętności demonstrują raz po raz na albumie zatytułowanym „Human Error!”. Ukazał się on we wrześniu nakładem wytwórni Unicorn Digital, której szefem jest Michel St-Pere z grupy Mystery. No właśnie, Michel St-Pere, jako gość, wziął udział w nagrywaniu tego albumu i błysnął swoimi niesamowitymi solówkami. Zresztą lista gości jest znacznie dłuższa: Sonny Tremblay (Blind Witness, Burn Halo) i Dan Lacasse (Nathan Mahl, Spyral Jones) grają na perkusji, Donald Prince (Nathan Mahl, Spyral Jones) na basie, a Rachelle Behrens śpiewa w jednym utworze. Udział każdego z nich stanowi sporą wartość dodaną dla tego albumu. Ale o tym wszystkim opowiem za chwilę.

Bo zanim przejdziemy do muzycznej zawartości płyty, trzeba wiedzieć, że debiutancki krążek grupy Code 18 jest albumem koncepcyjnym, który opowiada historię dwóch narodów walczących o… wodę. Temat modny, bo ekologiczny i… poprawny politycznie. A zatem bezpieczny. Swoją drogą ciekaw jestem czy niebawem powstanie jakiś koncept album na temat osób walczących z absurdami współczesnych covidowych restrykcji?... Zostawmy jednak ten śliski temat na boku, przejdźmy do muzyki. Rzekłbym, że też jest ona dość bezpieczna, by nie powiedzieć, że chwilami nawet zachowawcza. Wypełniona jest klasycznymi neoprogresywnymi brzmieniami i muzycznie nie stanowi żadnego przełomu dla tego gatunku. Jednakże co ważne, muzyka prezentowana przez Code 18 to rzecz z dość wysokiej półki, a kompozycje, produkcja i wykonanie poszczególnych kompozycji utrzymane są na naprawdę niezłym poziomie.

Mnóstwo tu smakowitych gitarowych solówek (Michel St-Pere w szczytowej formie. To, co wyprawia on w utworze „Drought” to prawdziwe mistrzostwo świata! Zresztą JF Rémillard wcale mu nie ustępuje – proszę koniecznie posłuchać zakończenia utworu „Bed Time Story”), wspaniale, a wręcz nawet pompatycznie brzmią tu instrumenty klawiszowe (duże brawa dla Johnny’ego Maza), pełno tu narastających rytmów, soczystych dźwięków gitary basowej, są nawiązania do muzyki klasycznej (motyw bolera w „Waste”), są liczne efekty dźwiękowe i odgłosy natury, a także tu i ówdzie pojawia się jakaś wstawka, to metalowa, to akustyczna, to elektroniczna, to organowa (kościelne organy w „Underlude III”!), a nad wszystkim króluje dobry wokal Bönza. Nie słyszałem wcześniej tego wokalisty, ale muszę przyznać, że spisuje się o niebo lepiej niż progrockowa średnia statystyczna.

Album rozpoczyna się od „Crystal of Time”. To mocne otwarcie utrzymane w powolnym tempie, z dużą przestrzenią na klawisze i fortepian. JF Remillard po raz pierwszy demonstruje swój kunszt popisując się kilkoma smakowitymi gitarowymi zagraniami. To on tu brzmi najjaśniej, chociaż i spokojny śpiew Bönza stanowi niezłe wprowadzenie w opowiadaną na płycie historię. Ten pięciominutowy utwór brzmi jak skrzyżowanie klasycznej Areny z brzmieniem The Police na „Synchronicity”. Właściwe utwory oddzielone są na tym albumie instrumentalnymi przerywnikami opatrzonymi wspólnym tytułem „Underlude” (w sumie są trzy takie przerywniki). Oparte na dźwiękach fortepianu plumkającego na tle syntezatorowego tła „Underlude I” stanowi pomost pomiędzy wstępem, a pierwszym wielkim epikiem na tym albumie – utworem zatytułowanym „Waste”. To utrzymana w mrocznej atmosferze kompozycja, w której melodia powoli, acz systematycznie nabiera rozmachu wraz z łkającą gitarą i szalejącym fortepianem, co sprawia, że spokojny początek w miarę upływu czasu (utwór trwa blisko kwadrans) przeistacza się w bardzo energiczną część drugą, w której panuje już prawdziwe neoprogresywne szaleństwo. To jeden z trzech najmocniejszych punktów programu płyty ”Human Error!” Zaraz po nim pojawia się „Underlude II”. Zdecydowanie bardziej dynamiczny niż ‘jedynka’, mocno oparty na syntezatorowych dźwiękach, mający mocne atrybuty muzyki elektronicznej. Tuż po nim mamy trzy krótsze utwory, które – umówmy się – nie wnoszą do całości zbyt wiele. Powiem szczerze, że gdyby wyłącznie z takich utworów składała się ta płyta, to pewnie w ogóle nie zwróciłbym na nią uwagi. Zaledwie w kilku momentach przykuwają uwagę słuchacza, czy to jakimś klawiszowym solo (koncówka „They Took It All”) czy rozkrzyczanym hardrockowym klimatem z powplatanymi weń rozmowami przepuszczonymi przez interkom (jak w „River Of Blood”).

Lecz zaraz po nich następuje finałowe 20 minut, które stanowią prawdziwą ozdobę tego wydawnictwa. Właściwie to do żadnego z dwóch finałowych utworów rozdzielonych trzecią częścią tematu „Underlude”, nie ma się o co przyczepić. To prawdziwe perły współczesnego progresywnego rocka. W „Drought” pojawia się wspomniany już Michel St-Pere ze swoim fantastycznym gitarowym solo. „Bed Time Story” to relaksująca piosenka zaśpiewana przez panią Rachelle Behrens w sam raz na zakończenie płyty czy też na zakończenie dnia i położenie się do łóżka. Oba przesycone są zgrabną melodyką i wybornymi partiami gitar. „Bed Time Story”, głównie ze względu na to, że śpiewa Rachelle, a nie Bönz, wydaje się utworem jakby z zupełnie innej bajki niż cała reszta płyty. Bardziej pasowałby jako bonus track, albo też muzyka pod filmowe napisy końcowe, lecz nie zmienia to faktu, że to niesamowicie mocny utwór i zarazem godny finał tej całkiem niezłej płyty.

„Human Error!” to album więcej niż solidny, na którym urzekają melodie, imponująca jest gra na klawiszach (prawdopodobnie dlatego, że to projekt dowodzony przez klawiszowca), zawiera mnóstwo symfonicznych akcentów, kilka zapierających dech w piersiach gitarowych solówek, a nade wszystko posiada trzy muzyczne perły nad perłami: „Waste”, „Drought” i „Bed Time Story”. To trzy filary, na których opiera się to wydawnictwo. I już dla tych samych trzech kompozycji warto zaprzyjaźnić się z tą płytą, chociażby po to, by nie przegapić albumu, który może okazać się mocnym kandydatem do miana progrockowego debiutu 2020 roku.

www.unicorndigital.net

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku