Riverside - Wasteland Tour 2018-2020

Tomasz Dudkowski

Tego zestawu miało nie być. Pierwotnie zespół przymierzał się do rejestracji materiału na oficjalne koncertowe wydawnictwo podczas występów w warszawskiej Progresji w kwietniu tego roku. Z wiadomych przyczyn wydarzenia te nie odbyły się, a grupa najpierw musiała przełożyć, a potem odwołać polską część trasy „Wasteland Tour 2020”. Na pocieszenie fani, którzy zostali z biletami w ręce dostali wybór – zwrócić je lub wymienić na efektowny box, planowany do wydania we wrześniu, równocześnie wspierając grupę w tych arcy-nieciekawych czasach. Co prawda z września zrobił się grudzień (ze względu na problemy z tłocznią), ale w końcu się doczekaliśmy.

I trzeba przyznać, że było warto wykazać się cierpliwością. Już sam sposób zapakowania przesyłki robi pozytywne wrażenie. Zamiast tradycyjnej koperty z folią bąbelkową otrzymaliśmy kartonowe pudełko z charakterystyczną literką „R” i adresami powiązanych z zespołem stron internetowych, a wszystko to zapakowane w dodatkowy kartonik pełniący funkcję koperty. Sam box także wykonany jest solidnie i ozdobiony został grafiką, którą znamy z plakatów, czy też koszulek, nawiązującą do płyty „Wasteland” autorstwa Travisa Smitha. Całość od strony edytorskiej spięli Piotr Kozieradzki i Łukasz Pach. Wewnątrz znajdujemy fotografie każdego z czterech muzyków okraszone autografami, 16-stronicową książeczkę z mnóstwem zdjęć oraz to co najważniejsze – dwie płyty kompaktowe oraz nagrania wideo na krążkach DVD i Blu-Ray. Dyski CD i DVD włożono do zadrukowanych kartoników. Niestety zabrakło ich dla płyty Blu-Ray, którą włożono w plastikową transparentną kopertę. Jest to jednak jedyne, w sumie nieistotne, niedociągnięcie.

Najważniejsza oczywiście jest zawartość dysków. Na dwóch kompaktach zmieszczono niecałe 150 minut muzyki zarejestrowanej podczas różnych koncertów w latach 2018-2020, a że trasa finalnie liczyła ponad 100 występów (a gdyby nie pandemia byłaby jeszcze bardziej okazała), to i było z czego wybierać. Tę różnorodność słychać szczególnie w okrzykach ze sceny Mariusza Dudy, który zagaduje raz po polsku, kiedy indziej po angielsku. Może burzy to nieco nastrój, ale ostatecznie nie przeszkadza w odbiorze tych 21 utworów. A zaprezentowany repertuar jest doprawdy bogaty. I co warte podkreślenia, jedynie w bardzo niewielkim stopniu pokrywa się z wydaną praktycznie w tym samym czasie reedycją płyty "Lost 'N' Found". Oprócz wszystkich nagrań z albumu „Wasteland” (w tym, niesłyszaną przeze mnie na żywo, fantastycznie rozbudowaną wersję „The Day After”) zamieszczono reprezentantów niemal wszystkich dokonań grupy. Tradycyjnie wersje koncertowe mają nieco inne aranżacje niż ich studyjne pierwowzory. Niektóre zostały skrócone – z „Second Life Syndrome” została tylko pierwsza część, z „Escalator Shrine” tylko środkowa (za to z miejscem na improwizację), a „Saturate Me” okrojono tylko do wstępu, który płynnie przechodzi w tytułowe nagranie z debiutu, „Out Of Myself”. „Forgotten Land” czy „River Down Below” (w którym gościnnie na basie zagrał techniczny zespołu Mateo Bassoli) zostały nieco wydłużone, a „Egoist Hedonist” oraz „Panic Room” znalazły się w wersjach znanych ze wcześniejszych występów (i albumu „Lost ‘N’ Found”). Największej przemiany doznała wspomniana wcześniej kompozycja „The Day After”. Oryginalnie bardzo ascetycznie zaaranżowana, otwierająca „Wasteland”, tu zagrana… na finał koncertu w serbskim Nowym Sadzie w wersji na cały zespół. Mamy zatem i cudowne organy, pulsujący bas, niepokojąco brzmiące bębny i ciche łkania gitary. Klimat stopniowo narasta, by pod koniec zachwycić feerią dźwięków i pięknym solem Macieja Mellera. I tu warto temu muzykowi poświęcić nieco więcej uwagi. Podjął się on bardzo niewdzięcznej roli zastąpienia na stanowisku gitarzysty uwielbianego przez fanów Piotra Grudzińskiego i, co warte podkreślenia, od pierwszego występu u boku panów Dudy, Łapaja i Kozieradzkiego w lutym 2017. w Progresji spotkał się z ich akceptacją. Początkowo na trasie był jedynie dodatkowym muzykiem koncertowym towarzyszącym na scenie wspomnianemu trio, jednak w ścieżkach nagranych w tym roku występuje już jako pełnoprawny „czwarty muszkieter”. Z całym szacunkiem dla dokonań poprzednika potrafił zaznaczyć swoją obecność w grupie dodając własny pierwiastek do znanych partii.

Warto też zauważyć jak świetnie została oddana atmosfera koncertów zespołu, co świetnie słychać szczególnie gdy lider pozwala wokalnie wykazać się, zazwyczaj licznie zgromadzonej, publiczności. A takich fragmentów, w których Duda dyryguje zgromadzonymi przed sceną jest kilka, choćby w otwierającym „Acid Rain”, czy „Wasteland”. A patent w „Left Out”, w którym widzowie wtórują ścieżce gitary cały czas powoduje ciarki na plecach.

Na „płytach z obrazem” przedstawiono rejestrację koncertu, który odbył się 15. listopada 2018 roku w niemieckim Oberhausen. Zatem tym razem jest to zapis jednego koncertu, dzięki czemu możemy mocniej wczuć się w atmosferę święta, jakim są koncerty Riverside. Zespół zaprezentował się ze swojej jak najlepszej strony, a oprawa wizualna (światła, lasery, wizualizacje) zasługuje na wielkie brawa w niczym nie ustępując „zagranicznym” produkcjom. Licznie zgromadzona i bardzo entuzjastycznie reagująca publiczność może napawać dumą, że polski zespół cieszy się takim uznaniem nie tylko w kraju nad Wisłą. Duże brawa dla Johna Visa, dzięki któremu możemy podziwiać jak zespół prezentuje się w swoim żywiole. Mimo dość skromnej liczby kamer całość ogląda się naprawdę świetnie. Postęp w stosunku do rejestracji koncertu z Tilburga 3 lata wcześniej jest mocno zauważalny.

Tak jak wspomniałem na wstępie, zestaw jest niedostępny w normalnej dystrybucji i może cieszyć jedynie tych, którzy posiadane bilety na polską trasę „Wasteland Tour 2020” zdecydowali wymienić na opisywany box. W styczniu niewielka część nakładu będzie dostępna w sklepie fanklubu i zapewne szybko zostanie wyprzedana, podobnie jak maksi-singiel „Acoustic Session”, który ukazał się mniej więcej w tym samym czasie co omawiane wydawnictwo. Jego zawartość znana jest z dodatkowego dysku specjalnej edycji „Wasteland” z ubiegłego roku. Teraz 4 utwory („Vale Of Tears”, „Out Of Myself”, „02 Panic Room” i „River Down Below”) w akustycznych wokalno-gitarowo-klawiszowych aranżacjach zostały wytłoczone na winylach w kolorze pomarańczowym, żółtym i czarnym. Nakład był mocno ograniczony, zatem spóźnialscy niestety muszą się obyć smakiem lub zdać się na (nie)łaskę handlarzy. A jeśli dodamy do tego wydaną prawie równocześnie reedycję wymienionego kilkukrotnie w tekście albumu „Lost ‘N’ Found” to otrzymamy prawdziwie riversajdowy grudzień. Trzeba przyznać, że grupa zakończyła rok z przytupem. A powoli dochodzą do nas słuchy o jej przyszłorocznych planach. Na wiosnę ma się ukazać długo oczekiwana solowa płyta Michała Łapaja, a cały zespół, ponownie w czteroosobowym składzie, przystąpi do pisania albumu nr 8, który być może zostanie wydany z datą 2021. Wyłącznie z kronikarskiego obowiązku przypomnę kto kryje się pod nazwą Riverside. Są to Mariusz Duda – bas, gitary, śpiew, Michał Łapaj – instrumenty klawiszowe, chórki, Piotr Kozieradzki – perkusja i Maciej Meller – gitary.

Na koniec dodam, że zarówno „Wasteland Tour 2018-2020” jak i „Acoustic Session” ukazały się dzięki wytwórni Vintage Vinyl należącej do Piotra Kozieradzkiego.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!