Fripp, Robert - Exposure

Wojtek Dmochowski

ImageW zbiorach każdego z nas, pomiędzy mniej lub bardziej pospolitymi tytułami błyszczą płyty, przy których olbrzymia ilość muzyki blednie. To te albumy do których tak często wracamy i nigdy nie czujemy przy tym przesytu; na których za każdym kolejnym odsłuchaniem odkrywamy coś nowego, mimo, że już wydawało się nam, iż znamy je na wylot. Płyty, które zabralibyśmy ze sobą na bezludną wyspę. Które stały się częścią nas. Dla mnie jednym z takich muzycznych talizmanów jest właśnie „Exposure” Roberta Frippa.

Na temat muzyki zawartej na tym krążku wielu bardziej kompetentnych ode mnie ludzi napisało już chyba wszystko, co tylko można było napisać. Cóż jeszcze mogę dodać nie popadając przy tym w banał, nie uciekając się do drobiazgowej analizy, nie powtarzając wytartych frazesów?

Nie jest to może dzieło przełomowe, ale bez wątpienia wyjątkowe. Próżno bowiem szukać w obfitym dorobku artysty drugiej tak różnorodnej i pełnej niespodzianek płyty. Autorski debiut Frippa jest jak gdyby pomostem pomiędzy tym co było, a tym co dopiero nastąpi. Z jednej strony muzyk tkwi jeszcze jedną nogą w karmazynowych latach siedemdziesiątych, z drugiej - dokonuje on swoistego uaktualnienia, powoli wypracowując formułę kolejnego wcielenia King Crimson. Nie słychać tego jeszcze zbyt wyraźnie, wszak brak tu drugiej gitary, nie ma więc mowy o charakterystycznych fraktalnych przeplatankach, niemniej jednak takie „North Star”, zbliżone nieco nastrojem do „Matte Kudasai” z albumu Discipline”, brzmi jakby było napisane z myślą o głosie Adriana Belew. A i obecność Tony’ego Levina, oraz zastosowanie brzmień frippertronics świadczy o tym, że idzie nowe.
 
Początkowo za wszystkie wokale na „Exposure” odpowiedzialny miał być Daryl Hall (1/2 duetu Hall and Oates), uniemożliwiły mu to jednak kontraktowe zobowiązania. I dobrze się stało, bo chociaż wokalnym możliwościom Halla trudno cokolwiek zarzucić, to dzięki temu płyta stała się bogatsza o głosy Petera Hammilla, Terre Roche oraz Petera Gabriela. Tak skrajnie od siebie różne tembry sprawiły, że muzyczny materiał mimo dość zimnej atmosfery spotęgowanej przez brzmienie i okładkę, mieni się wieloma barwami. W tym także tymi wesołymi, okazuje się bowiem, że ten ekscentryczny humanoid dysponuje poczuciem humoru, które w dodatku potrafi przemycić do swojej muzyki. Świadczą o tym wstęp i zakończenie albumu, a także niektóre utwory. Na przykład „You Burn Me Up I'm A Cigarette” to jedyna okazja, żeby usłyszeć Mistrza grającego punkowego rock and rolla, w „NY3” z kolei jesteśmy świadkami sąsiedzkiej kłótni.
 
Słowa uznania należą się fenomenalnej wręcz robocie wykonanej przez wybitnych perkusistów. Panowie Phil Collins, Jerry Marotta, oraz Narada Michael Walden z klasą zaakcentowali swoją obecność. Szkoda tylko, że nie opisano który z nich łupie w którym utworze… Pozostaje zgadywać, co wcale łatwe nie jest. Obstawiałbym Marottę w kawałku tytułowym i w „Chicago” (rytmiczny minimalizm, trans), a Collinsa we wspomnianym „North Star” (swoboda i finezja, lekko swingujący groove).

Trudno wyobrazić sobie piękniejsze wyciszenie od tego, jakim kończy się ta płyta. Spośród stopniowo narastającego szumu frippertronicznych fal wyłania się na chwilę skrawek lądu - „Here Comes The Flood”. Przepiękna kompozycja Petera Gabriela, zaśpiewana przez niego w zasadzie tylko przy akompaniamencie fortepianu. Wersja moim zdaniem o niebo lepsza od tej umieszczonej na solowym debiucie autora. Utwór pojawia się, wstrząsa słuchaczem, by na powrót zanurzyć się w odmęty „Water Music”. Cudowny finał, choćby tylko dla niego warto sięgnąć po tę płytę.

Cóż jeszcze pozostaje, oprócz słuchania? Wyznawcy zdyscyplinowanej muzyki Roberta Frippa albo już od dawna znają „Exposure”, albo wkrótce zamierzają się z nią zapoznać. Nie brakuje jednak sceptyków, dla których twórczość tego legendarnego człowieka, który sam o sobie mówi, że tylko pretenduje do miana muzyka, jest nie do przyjęcia. Właśnie im polecałbym tę płytę, a nuż nawróciliby się na jedyną słuszną drogę.
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok