Blackmore's Night - Nature's Light

Artur Chachlowski

„Nasza muzyka to ucieczka od stresu i presji współczesności. Podróżuj z nami w przeszłość, do prostszego, magicznego czasu, w którym muzyka wkracza w Twoje serce i duszę” – tak reklamują swoją nową płytę Candice Night i Ritchie Blackmore.

Zostawmy na boku te wszystkie śmieszne opowiastki o zdradzie rockowych ideałów, o muzyce facetów w rajtuzach, o romansie z „renesansowym euro-disco” czy nawet o posądzaniu najważniejszej postaci w zespole o chorobę umysłową (lub w lżejszej wersji: jego upadkiem na głowę). W tym temacie zostało napisane już wszystko, nie będziemy więc dziś odżegnywać Ritchiego od czci i wiary, tylko postaramy się skoncentrować na samej muzyce.

Na program nowego albumu Blackmore’s Night zatytułowanego „Nature’s Light” składa się dziesięć nowych utworów. Choć cały album zakorzeniony jest w dość tradycyjnym ujęciu i do wizerunku legendarnego gitarzysty nie wnosi raczej nic nowego, to fani unikalnego stylu reprezentującego aktualne muzyczne wcielenie Ritchie Blackmore’a z całą pewnością nie będą zawiedzeni. Na płycie panuje renesansowy-barokowy klimat, którym Blackmore’s Night oddaje muzyczny hołd naturze i magii otaczającego nas świata. To także hołd dla ludowej muzyki epoki renesansu zainspirowanej mitami i legendami z czasów, które dawno minęły. Album wypełniają bardzo emocjonalne utwory, takie jak zupełnie nowa wersja znanej z płyty „Shadow Of The Moon” (1997) ballady „Wish You Were Here” czy efektownie rozpoczynający całość temat „Unce Upon Decemeber”, które stworzyły świetne tło dla czarujących opowieści z utworów „Four Winds” i „The Twisted Oak” na czele. Radośnie i niezwykle optymistycznie prezentuje się utwór tytułowy nawiązujący swoim rytmem i stylem do tradycyjnych dworskich tańców. Ludyczny kawałek „Going To The Faire” być może nie jest szczytowym osiągnięciem Blackmore’s Night, ale już następująca po nim i zarazem zamykająca płytę kompozycja „Second Element” to rzecz, do której nie sposób się przyczepić. Jak zawsze śpiew Candice w niezaprzeczalny sposób błyszczy we wszystkich tych nagraniach, ale to nie ona zawsze staje w centrum sceny. Światła reflektorów na płycie „Nature’s Light” skierowane są non stop na byłego lidera Deep Purple i Rainbow. W przypadku dwóch autentycznie pięknych instrumentalnych utworów „Darker Shade Of Black” (zwracam uwagę na najpiękniejszą od lat gitarową solówkę Mistrza) i „Der Letzte Musketier'' (zwracam uwagę na otwierająca to nagranie partię organów oraz… oczywiście śliczny gitarowy motyw przeplatający się z bluesowym riffem) Mr. Blackmore pokazuje, że niepowtarzalne brzmienie jego Fendera Stratocastera wciąż potrafi być magiczne, jak zawsze zresztą. Nawet wtedy, gdy znajdą się tacy, co z upodobaniem będą kręcić nosami.

Tak jak Peter Gabriel nie zaśpiewa już raczej „Can you tell me where my country lies?…”, tak samo Mistrz Ritchie niechętnie sięga już po rockowe riffy z gatunku „Smoke On The Water”. Cieszmy się zatem, a właściwie śpieszmy się cieszyć, tym co obecnie wraz ze swoją żoną oferuje nam ten już 76-letni artysta. Jest dla mnie więcej niż pewne, że takie jego granie jak na płycie „Nature’s Light” znajdzie ogromną ilość oddanych zwolenników.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok