W ciągu trwającej już ponad trzydzieści lat kariery muzycznej Gary Hughes ugruntował swoją mocną pozycję pioniera brytyjskich autorów piosenkowej odmiany melodyjnego hard rocka. Z czternastoma albumami studyjnymi grupy Ten, jedną operą rockową „Once And Future King” (w dwóch częściach) i kilkoma innymi płytami, jego dorobek, który zgromadził podczas swojej kariery, jest zgoła imponujący.
Podczas gdy ze swoim zespołem Ten Gary Hughes oferuje bardziej hardrockowe brzmienie, które jest zakorzenione w tradycji takich zespołów jak UFO, Whitesnake czy Rainbow, to swoim solowym materiałem przedstawia on bardziej łagodne i melodyjne rozwiązania, które mają silne korzenie w późnych latach 80., a w szczególności w nurcie AOR, czyli melodyjnego rocka dla dorosłych. Wydany ponad 10 lat po jego poprzedniej solowej pycie „Veritas” nowy album zatytułowany „Waterside” utrzymany jest właśnie w takim stylu.
Pod względem muzycznym otrzymujemy na nim dokładnie to, czego po powyższym opisie możemy się spodziewać. Pośród dziesięciu piosenek (wśród których nie ma żadnego nietrafionego utworu) znajdujemy jednego absolutnego killera („Be As You Are Forever”), dwóch mocnych kandydatów na radiowy przebój („Lay Down” i tytułowy „Waterside”), kilka bardzo udanych nagrań („Electra-Glide”, „The Runaway Damned”), a także dwie łzawe, ale w sumie udane i stanowiące mocne punkty programu płyty, ballady („Screaming In The Half Light”, „When Love Is Done”). W końcowej części płyty jest też kilka mniej wyrazistych utworów, których tytułów tutaj nie wymienię, gdyż to co komuś się nie podoba, komuś innemu może podobać się i to bardzo.
Po wysłuchaniu płyty „Waterside” nie mam, zresztą nigdy nie miałem, żadnych wątpliwości, że Gary Hughes jest wielce utalentowanym kompozytorem i świetnym wokalistą. Jego talent lśni na nowym krążku w całej okazałości i wydaje się, że artysta jest w szczytowym okresie swoich możliwości. W nagraniu płyty „Waterside” Gary'ego wspomagali koledzy z grupy Ten: Dann Rosingana (gitary) i Darrel Treece-Birch (instrumenty klawiszowe i perkusja), a także David Rosingana na basie oraz Karen Fell i Scott Hughes – harmonie wokalne.
Jeśli lubicie melodyjny rock w najlepszym brytyjskim wydaniu, nie szukajcie dalej. „Waterside” to płyta będąca najlepszym dowodem na to, że gatunek ten – acz nawiązujący do mody sprzed kilku dekad – wciąż może prezentować się wręcz oszałamiająco.
PS. Tego samego dnia co album „Waterside” (12 marca br.) ukazało się wydawnictwo zatytułowane „Decades”. Ten podwójny kompilacyjny album zawiera najlepsze utwory Hughesa zaczerpnięte z jego albumów „Precious Ones”, „Veritas” i „Once And Future King”. Dodatkowo znajduje się na nim kilka rzadkich utworów, które swego czasu ukazały się tylko w Japonii na EP-ce pt. „In Your Eyes”.