Tandem Colin Edwin/Robert Jürjendal pojawiał się w Małym Leksykonie już dwukrotnie – było to w przypadku wydanej przed dekadą znakomitej płyty projektu Slow Electric oraz opublikowanego przed trzema laty albumu „Another World”, powstałego jako autorskie dzieło obu muzyków. Teraz światło dzienne ujrzał kolejny efekt współpracy basisty Porcupine Tree i estońskiego czarodzieja atmosferycznej gitary. Tym razem jednak mamy do czynienia z muzyką stworzoną wespół z amerykańsko-wenezuelskim duetem Dogon (Paul Godwin/Miguel Noya) oraz grającym na perkusji Miguelem Toro. Ten międzynarodowy ensemble, przybierając nazwę Eternal Return, opublikował album o wymownym tytule „Once Only”.
Muzycy zorganizowali sobie jesienią 2019 roku jedną kilkudniową sesję w Berlinie, podczas której zarejestrowali na żywo materiał na płytę. Tematy zaproponowane przez duet Dogon stały się pewnym pretekstem, punktem wyjścia dla muzyki o mocno spontanicznym charakterze. Nie jest to jednak jedynie zapis muzycznego strumienia świadomości, syntezy sił twórczych pięciu wyjątkowych artystów, ponieważ w składzie znalazł się wokalista - Paul Godwin, którego teksty i linie wokalne nadały tej abstrakcyjnej, atmosferycznej ekspozycji bardziej konkretny przekaz.
To muzyczno-wokalna poetyka jedynie ocierająca się o piosenkę w tradycyjnym pojęciu, której głównym celem zdaje się być jednak czarowanie impresjami – w swojej nastrojowości i efemerycznym charakterze zbliżonymi do siebie, choć przywołującymi tu i ówdzie skojarzenia różnorakie. Hipnotyczne współgranie instrumentów Edwina i Jürjendala, dobrze znane ze wspomnianych wyżej płyt, koresponduje z nastrojami postrockowymi („The Bottom Of The Pond”), jazzowymi („The Void”) czy mogącymi kojarzyć się z późnym Talk Talk lub chociażby wyjątkami z klasycznej ery wytwórni 4AD. Wreszcie, mimo że Godwin operuje głosem dość charakterystycznym, często nietrudno wyobrazić sobie, że linie wokalne przejmuje Tim Bowness i znakomicie się w nich sprawdza. Bo estetyka Eternal Return z tym, co można znaleźć chociażby w dokonaniach duetu Bowness/Chilvers, ma całkiem dużo wspólnego. Choć tak różne jest pochodzenie muzyków owego ustronnego artrockowego światka, to postacie te, o podobnej wrażliwości, gdzieś kiedyś w różnych konfiguracjach się ze sobą stykały.
„Once Only” to płyta interesująca, choć w moim przekonaniu jednak nieco za krótka. Przy tak wyraźnie efektywnej artystycznej synergii, ograniczenie się do zaledwie trzydziestu dwóch minut może pozostawiać pewien niedosyt, zwłaszcza gdy dosłownie weźmie się owo hasło - „Once Only”.