Z jakimi wykonawcami kojarzy się przeciętnemu sympatykowi neoprogresywnego rocka daleka Australia? Kilkanaście lat temu furorę zrobił zespół Aragon, którego szczególnie pierwsza płyta „Don’t Bring The Rain” otarła się o granicę art rockowego geniuszu. Potem już nie było tak różowo. No, może jeszcze zespoły typu Sebastian Hardie, Vanishing Point, czy ostatnio The Third Ending zapadły na trwałe w pamięci niektórym słuchaczom. Zespół Karnivool, który niedawno zadebiutował płytą zatytułowaną „Themata” ma spore szanse, by dołączyć do tego wąskiego grona szanowanych wykonawców z Krainy Kangurów.
Jon, Drew, Ian i Mark. To czterej członkowie zespołu. Tylko tyle o nich można się dowiedzieć z lapidarnych informacji zamieszczonych wewnątrz 8-stronicowej książeczki. Bez nazwisk. Bez wykazu instrumentów, które obsługują. Nie sposób znaleźć też w niej tekstów kompozycji wypełniających płytę „Themata”. Zespół najwyraźniej postawił na efektowną grafikę kosztem informacji. A że projekt graficzny robi dobre wrażenie, można sobie ten brak precyzyjnych szczegółów dotyczących płyty darować. Wystarczy spojrzeć na złowieszczego owada z okładki wytrzeszczającego swe ogromne jak koła oczy… Brr… aż ciarki przechodzą. Naprawdę robi wrażenie.
Zespół Karnivool działa już od ponad 5 lat, zdobywając sobie najpierw lokalną popularność w swoim rodzinnym Perth, a potem zyskał przychylność fanów również w innych większych ośrodkach miejskich Australii. Albumem „Themata” grupa rusza na podbój innych rejonów świata. Czy uda jej się zawojować europejską i amerykańską publiczność? O tym zapewne przekonamy się niedługo. Dużo zależeć będzie pewnie od dobrze zorganizowanej dystrybucji debiutanckiego krążka zespołu. Myślę więc, że zespół powinien jak najszybciej związać się z którąś ze sporych firm wydawniczych. Z pewnością pomogłoby to grupie Karnivool na dotarcie ze swoją muzyką pod art rockowe strzechy, a co więcej – do serc wymagających słuchaczy wrażliwych na nietuzinkowe brzmienia. Bowiem, jak można się już domyślić z tego, co do tej pory napisałem, album „Themata” zawiera w sobie tyle doskonale skomponowanej i zagranej muzyki, że z pewnością nie pozostawi nikogo, kto choć raz wysłuchał go w całości, obojętnym.
Karnivool upodobał sobie stylistykę zbliżoną do produkcji grup Tool, Meshuggah, Soundgarden, czy – z bardziej neoprogresywnych rejonów – Sylvan. Wokalista chwilami do złudzenia przypomina swym głosem i artykulacją Marco Gluhmanna. W ogóle sam początek płyty „Themata”, w szczególności dwa rozpoczynające ją utwory „Cote” i „Themata”, sprawiają wrażenie jakby słuchało się jakichś nieznanych nagrań Sylvana. Oba nagrania mogłyby śmiało znaleźć się w programach płyt „Presets” czy „Posthumous Silence” i nie odstawałyby od nich stylistycznie. Jednak w miarę upływu czasu na albumie „Themata” Karnivool porusza się już po zdecydowanie cięższych obszarach muzyki. Skojarzenia z Tool nie są wcale nie na miejscu w przypadku nagrań „Scarabs”, „Fear Of The Sky” i „Synops”. Pewnych wpływów Red Hot Chilli Peppers można doszukać się w „Lifelike”, echa Soundgarden pobrzmiewają w „Mauseum”, a sylvanowski nastrój powraca w dalszej części płyty w balladzie „Sewn And Silent”.
Karnivool sięga po dość ciekawe środki wyrazu. Raz jest to sekcja smyczkowa i orkiestracje użyte w utworach „Themata” i „Sewn And Silent”, raz pogwizdywanie jak w „Roquefort”, a raz totalna cisza jak w utworze „Omitted For Clarity”, który, zgodnie z sugestią zawartą w swoim tytule, jest… kilkudziesięciosekundową ciszą w eterze. Zaskakująco wypada też finał całej płyty. Zamyka go utwór zatytułowany „Change (Part 1)”. Rozwija się on w sposób perfekcyjny: od cichutkich, schowanych gdzieś w dalekim tle dźwięków, z których po około 2 minutach wyłania się fajna melodia canto, która z kolei narasta wraz ze swoim potęgującym się klimatem kreowanym przez coraz więcej instrumentów, by niespodziewanie po kolejnych 2 minutach urwać się w sposób tyleż niespodziewany, co wręcz irytujący. Ręka mimowolnie wędruje wtedy do przycisku PLAY, by ponownie uruchomić srebrny krążek w odtwarzaczu. Efekt piorunujący. Wręcz książkowy przykład na to, jak z marketingowego punktu widzenia wzbudzić u słuchacza poczucie niedosytu.
Muszę przyznać, że Karnivool zaintrygował mnie swoją płytą. Muzyczna zawartość albumu „Themata” zaciekawiła mnie do tego stopnia, że z ciekawością będę się przypatrywać dalszym losom tego australijskiego zespołu i już teraz z wielką niecierpliwością czekam na kolejne jego dzieła.