Karnivool - Themata

Artur Chachlowski

ImageZ jakimi wykonawcami kojarzy się przeciętnemu sympatykowi neoprogresywnego rocka daleka Australia? Kilkanaście lat temu furorę zrobił zespół Aragon, którego szczególnie pierwsza płyta „Don’t Bring The Rain” otarła się o granicę art rockowego geniuszu. Potem już nie było tak różowo. No, może jeszcze zespoły typu Sebastian Hardie, Vanishing Point, czy ostatnio The Third Ending zapadły na trwałe w pamięci niektórym słuchaczom. Zespół Karnivool, który niedawno zadebiutował płytą zatytułowaną „Themata” ma spore szanse, by dołączyć do tego wąskiego grona szanowanych wykonawców z Krainy Kangurów.

Jon, Drew, Ian i Mark. To czterej członkowie zespołu. Tylko tyle o nich można się dowiedzieć z lapidarnych informacji zamieszczonych wewnątrz 8-stronicowej książeczki. Bez nazwisk. Bez wykazu instrumentów, które obsługują. Nie sposób znaleźć też w niej tekstów kompozycji wypełniających płytę „Themata”. Zespół najwyraźniej postawił na efektowną grafikę kosztem informacji. A że projekt graficzny robi dobre wrażenie, można sobie ten brak precyzyjnych szczegółów dotyczących płyty darować. Wystarczy spojrzeć na złowieszczego owada z okładki wytrzeszczającego swe ogromne jak koła oczy… Brr… aż ciarki przechodzą. Naprawdę robi wrażenie.

Zespół Karnivool działa już od ponad 5 lat, zdobywając sobie najpierw lokalną popularność w swoim rodzinnym Perth, a potem zyskał przychylność fanów również w innych większych ośrodkach miejskich Australii. Albumem „Themata” grupa rusza na podbój innych rejonów świata. Czy uda jej się zawojować europejską i amerykańską publiczność? O tym zapewne przekonamy się niedługo. Dużo zależeć będzie pewnie od dobrze zorganizowanej dystrybucji debiutanckiego krążka zespołu. Myślę więc, że zespół powinien jak najszybciej związać się z którąś ze sporych firm wydawniczych. Z pewnością pomogłoby to grupie Karnivool na dotarcie ze swoją muzyką pod art rockowe strzechy, a co więcej – do serc wymagających słuchaczy wrażliwych na nietuzinkowe brzmienia. Bowiem, jak można się już domyślić z tego, co do tej pory napisałem, album „Themata” zawiera w sobie tyle doskonale skomponowanej i zagranej muzyki, że z pewnością nie pozostawi nikogo, kto choć raz wysłuchał go w całości, obojętnym.

Karnivool upodobał sobie stylistykę zbliżoną do produkcji grup Tool, Meshuggah, Soundgarden, czy – z bardziej neoprogresywnych rejonów – Sylvan. Wokalista chwilami do złudzenia przypomina swym głosem i artykulacją Marco Gluhmanna. W ogóle sam początek płyty „Themata”, w szczególności dwa rozpoczynające ją utwory „Cote” i „Themata”, sprawiają wrażenie jakby słuchało się jakichś nieznanych nagrań Sylvana. Oba nagrania mogłyby śmiało znaleźć się w programach płyt „Presets” czy „Posthumous Silence” i nie odstawałyby od nich stylistycznie. Jednak w miarę upływu czasu na albumie „Themata” Karnivool porusza się już po zdecydowanie cięższych obszarach muzyki. Skojarzenia z Tool nie są wcale nie na miejscu w przypadku nagrań „Scarabs”, „Fear Of The Sky” i „Synops”. Pewnych wpływów Red Hot Chilli Peppers można doszukać się w „Lifelike”, echa Soundgarden pobrzmiewają w „Mauseum”, a sylvanowski nastrój powraca w dalszej części płyty w balladzie „Sewn And Silent”.

Karnivool sięga po dość ciekawe środki wyrazu. Raz jest to sekcja smyczkowa i orkiestracje użyte w utworach „Themata” i „Sewn And Silent”, raz pogwizdywanie jak w „Roquefort”, a raz totalna cisza jak w utworze „Omitted For Clarity”, który, zgodnie z sugestią zawartą w swoim tytule, jest… kilkudziesięciosekundową ciszą w eterze. Zaskakująco wypada też finał całej płyty. Zamyka go utwór zatytułowany „Change (Part 1)”. Rozwija się on w sposób perfekcyjny: od cichutkich, schowanych gdzieś w dalekim tle dźwięków, z których po około 2 minutach wyłania się fajna melodia canto, która z kolei narasta wraz ze swoim potęgującym się klimatem kreowanym przez coraz więcej instrumentów, by niespodziewanie po kolejnych 2 minutach urwać się w sposób tyleż niespodziewany, co wręcz irytujący. Ręka mimowolnie wędruje wtedy do przycisku PLAY, by ponownie uruchomić srebrny krążek w odtwarzaczu. Efekt piorunujący. Wręcz książkowy przykład na to, jak z marketingowego punktu widzenia wzbudzić u słuchacza poczucie niedosytu.

Muszę przyznać, że Karnivool zaintrygował mnie swoją płytą. Muzyczna zawartość albumu „Themata” zaciekawiła mnie do tego stopnia, że z ciekawością będę się przypatrywać dalszym losom tego australijskiego zespołu i już teraz z wielką niecierpliwością czekam na kolejne jego dzieła.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!