Jakże zawiłe potrafią być ścieżki takich artystów, jak Gary Kemp. Znamy go przede wszystkim jako autora piosenek i gitarzystę kultowego zespołu Spandau Ballet. Wylansował z nim wiele przebojów. Któż nie pamięta takich hitów, jak „True”, „Gold” czy „Through the Barricades”?... Sprzedał miliony płyt, długimi miesiącami królował na szczytach list przebojów, a singiel „Gold” towarzyszył Igrzyskom Olimpijskim w Londynie w 2012 roku.
Poza sukcesami muzycznymi, Gary z powodzeniem próbował sił w aktorstwie. Jest uznanym aktorem teatralnym i filmowym, Wystąpił m. in. w filmie "Bodyguard", grał ze swoim bratem w londyńskim teatrze Jamie Lloyd, wystąpił też z Joanną Trzepiecińską w "Papierowym małżeństwie". Zbierał pozytywne oceny krytyków i fanów w takich filmach, jak „Bracia Kray” czy komedii BBC „The Kemps: All True”.
W ostatnim czasie, jako główny wokalista, przystąpił do formacji Saucerful Of Secrets Nicka Masona i na koncertach prezentował z nią wczesną twórczość grupy Pink Floyd. Wraz z członkiem tej grupy - Guy'em Prattem, Gary stworzył podcast The Rockonteurs na platformie Apple.
Ale trzeba wiedzieć, że Gary Kemp to także artysta o znaczącym już dorobku solowym. 26 lat temu wydał płytę "Little Bruises", a teraz skomponował i wyprodukował album „Insolo”, który skupia się na dwóch tematach: paradoksie samotności w miejskim środowisku pełnym ludzi i tym jak nasza przeszłość może wpłynąć na naszą przyszłość.
Skąd wziął się pomysł na tę płytę? „Granie na całym świecie z Nickiem Masonem dało mi pewną reputację gitarzysty i piosenkarza, której nie udało mi się zdobyć jako członek Spandau Ballet. Pozwoliło mi to pójść w swoją stronę i nagrać własną płytę. Jestem w wieku, w którym czuję potrzebę zrozumienia problemów świata i własnego życia. Jedynym sposobem, w jaki mogę to robić, jest autoterapia przy pomocy pisania piosenek” – mówi Gary, który zagrał wszystkie gitarowe ścieżki na swojej płycie, podczas gdy obowiązki basisty wziął na siebie Guy Pratt (Pink Floyd, David Gilmour). Na perkusji zagrali Ash Soan (Seal, Adele, Rod Stewart, Trevor Horn) i Ged Lynch (Peter Gabriel, Electronic, Goldfrapp), a w jednym utworze („Too Much”) pojawił się nawet Roger Taylor z Queen. W tym zacnym gronie znalazł się też saksofonista Theo Travis (Soft Machine, David Gilmour, Steven Wilson) oraz Lee Harris – muzyk z Saucerful Of Secrets, który w „A Rumour of You” zagrał na gitarze hawajskiej. Jest na tej płycie jeszcze mnóstwo innych znakomitych muzyków – przyjaciół Kempa, a zarazem ludzi mających w swoim CV współpracę z najwybitniejszymi twórcami sceny rockowej.
Nic więc dziwnego, że wyszedł z tego tak dojrzały i przemyślany kawał muzyki. Na program płyty „Insolo” złożył się zestaw 11 niezwykle stylowych piosenek, może odrobinę ciut cukierkowych, ale posiadających swoją klasę i styl. A przy tym starannie zaaranżowanych i powodujących, że niemalże od pierwszej nuty docenia się ich stylowe, miło łaskoczące uszy, miękkie brzmienie… Cały album jest bardzo wysmakowany, eklektyczny i dopracowany. Przenosi on słuchacza w cudowne lata 70. i 80. Otwierający album tytułowy utwór „Insolo” naznaczony jest wpływem twórczości Boba Dylana i Joni Mitchell, „Waiting For The Band” zawiera kilka skradzionych nut z pinkfloydowskiego „Us And Them”, podczas gdy „Ahead Of The Game” wyraźnie pobrzmiewa złotymi latami muzyki soul. Przepięknie prezentuje się singlowa ballada „Too Much”, zaś „The Fastest Man In The World” ma w sobie coś, co każe skojarzeniom podążać w stronę takich nazwisk, jak David Bowie i Gerry Rafferty. Ale wprawne ucho słuchacza wyłapie tu też wyraźne echa muzyki Eltona Johna, Gary Moore’a czy też grupy Steely Dan. Zresztą można by tak wymieniać długo i bez końca. Na płycie „Insolo” nie ma ani jednego nietrafionego numeru i każda z wypełniających ją piosenek jest nie tylko prawdziwą rozkoszą dla uszu, ale każda z nich sprawia wrażenie, jakby znało się ją już od wielu, wielu lat. I każda z nich mimowolnie przywodzi na myśl cudowne wspomnienia z lat młodości.
„Insolo” to spektakularny powrót Gary’ego Kempa do świata muzyki i udana próba przypomnienia o sobie tego znakomitego piosenkarza, którego głos 40 lat po debiucie na listach przebojów wciąż brzmi świeżo i ekscytująco. To nostalgiczny i wypełniony niezwykle romantycznym poczuciem przemijania album, słuchając którego można odbyć prawdziwą podróż w czasie do minionych lat i młodzieńczych chwil. Nie sądzę, by ta płyta miała zachwycić słuchaczy młodszej generacji. Ale obiorcy mojego pokolenia będą zachwyceni. Ja jestem. Cudowny pop rock z ckliwą nutką nostalgii. Czyż trzeba mi czegoś więcej?...