Pod skrótem S.O.T.E. kryje się pełna nazwa holenderskiego zespołu: Songs Of The Exile. „Reasons” jest już czwartym dziełem w jego dorobku i wygląda na to, że najbardziej ambitnym i chyba najbardziej udanym. Jest to (uwaga, uwaga...) koncept album opowiadający o nieuchronności mijającego czasu. Właściwie to czas sam w sobie jest bohaterem całej historii, a tytuły poszczególnych kompozycji są datami zatrzymywanymi w czasie – począwszy od 1949 do 2007 roku. Co ciekawe, nie są one ułożone chronologicznie, co utwierdza mnie w przekonaniu, że w przypadku albumu „Reasons” nie mamy wcale do czynienia z jednością czasu, miejsca i akcji, a raczej z egzystencjonalnymi, czy nawet metafizycznymi przemyśleniami na temat wydarzeń odbywających się w danej chwili oraz ich wpływu na losy jednostki i społeczeństw jako ogółu złożonego z tych jednostek. Tyle na temat, przyznam szczerze, dosyć skomplikowanej literackiej treści tej płyty. Na koniec tego wątka pozwolę sobie jednak na małą dygresję: nie widać końca pomysłowości młodych wykonawców związanych z prog rockiem w wymyślaniu rozmaitych, często bardzo wydumanych i zawiłych, tematów przewodnich swoich konceptów. Dobrze to, czy źle? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam indywidualnej ocenie każdego z Czytelników.
Zasadniczo S.O.T.E. jest triem. Peter H.Boer gra na basie i Chapman sticku, Emile Boellaard na perkusji, a Gerton Leijdekker – na gitarach i syntezatorach, a także - wspierany przez swoich kolegów - prowadzi on wszystkie główne linie wokalne. Najczęściej przychodzącą mi do głowy inspiracją, którą w swojej muzyce posługuje się zespół S.O.T.E są dokonania grupy Rush. Dynamiczna konstrukcja poszczególnych utworów, lifesonowsko brzmiąca gitara, niektóre rozwiązania melodyczne – czasami jako żywo wypadają one bliźniaczo podobnie do słynnego kanadyjskiego tria. Najlepiej słychać to w utworach „1949” i „1980”. Kiedy indziej, jak na przykład w „1962”, słychać za to wyraźnie fascynacje gitarowym stylem gry Alana Holdswortha.
Ale nie byłoby sprawiedliwe, gdybym powiedział, że S.O.T.E. bezkrytycznie wzoruje się na Rush i jest jego współczesnym bezmyślnym naśladowcą. Wcale tak nie jest. W muzyce S.O.T.E. jest wiele innych pierwiastków stylistycznych, które nadają produkcjom tej grupy indywidualnego charakteru. Po prawdzie echa dokonań Rush, a także Queensryche, Dream Theater, czy chwilami nawet Iron Maiden, wydają się na albumie „Reasons” wszechobecne. Lecz jak już wcześniej wspomniałem, nie ma mowy o ewidentnym zżynaniu i uporczywym zapożyczaniu gotowych rozwiązań. S.O.T.E. woli raczej gdzie niegdzie sięgać po pewne idee, przetwarzać je, lepić i nadawać im własny indywidualny kształt, wypuszczając gotowy produkt, który można śmiało zakwalifikować do gatunku, będącego inteligentnie podaną mieszkanką metalu i progresywnego, a chwilami nawet symfonicznego (posłuchajcie kompozycji „1965”!) rocka.
Album „Reasons” zawiera dość mocno zdywersyfikowaną muzykę. Obok utworów mrocznych spotkamy na nim lżejsze, niemal przebojowe, obok ciężkich metalowych łamańców mamy liryczne miniaturki, ze stosunkowo prostymi aranżacyjnie nagraniami sąsiadują złożone, podniosłe kompozycje, które ocierają się o epicki rozmach i patos. Słowem, dużo dzieje się na tej płycie. Pomimo jej bardzo dużych rozmiarów (album „Reasons” trwa aż 78 minut) wcale nie nuży ona przy słuchaniu. Trzeba dać jej jednak trochę czasu, posłuchać raz, drugi, trzeci, bo dopiero wtedy odsłania ona swoje prawdziwe piękno i przebogatą paletę barw, którymi długimi chwilami urzekająco lśni muzyka tej holenderskiej grupy.