Christmas 5

Nolan, Clive & Wakeman, Oliver - Tales By Gaslight

Kev Rowland

Jakiś czas temu, jeszcze w ubiegłym stuleciu, młody pan Nolan i ja jechaliśmy do pubu (wszystkie nasze wywiady odbywały się wtedy w pubie, sam nie wiem dlaczego?) i był on niesamowicie podekscytowany swoim następnym projektem. „Nagrywam album z Oliverem Wakemanem” – powiedział do mnie – „I będę miał na nim Ricka, ale on będzie tylko narratorem. Nie będzie grać na klawiszach, więc na pewno mocno zakręci to ludziom w głowach”. W tym czasie Clive pracował nad wieloma różnymi projektami (często nad wieloma w tym samym czasie na raz), z których tylko niektóre były regularnymi zespołami, ale podejmował też takie przedsięwzięcia, jak Strangers On A Train, w ramach którego gromadził różnych muzyków i wokalistów. Zatem pod pewnymi względami album realizowany wspólnie z Oliverem Wakemanem wydawał się być kolejnym logicznym krokiem w jego karierze.

Zestaw „Tales By Gaslight” łączy oba studyjne albumy wydane przez Clive'a i Olivera, a mianowicie „Jabberwocky” i „The Hound of the Baskervilles” wraz z krążkiem „Dark Fables”, który jest bonusową płytą zawierającą utwory z niedokończonego projektu „Frankenstein” oraz kilka innych nagrań, które nie nalazły się w programach pierwszych dwóch wydawnictw. Po tym zestawie widzimy, że Clive odrobinę odsuwa się od sceny progresywnej, a zamiast tego czuje się jak ryba w wodzie w bardziej teatralnej atmosferze. Razem z Oliverem do nagrań zaprosili wielu artystów zapewniających partie instrumentalne i wokalne. Bob Catley (Magnum) i Tracy Hitchings (Quasar, Landmarq) to dwoje kluczowych wokalistów na obu albumach, ale zaangażowany jest tu także Ashley Holt i perkusista Tony Fernandez z zespołu Ricka Wakemana. Na gitarach grają Karl Groom (Threshold), który był zaangażowany praktycznie we wszystko, co wtedy robił Clive, a także John Jowitt, Peter Gee i inni.

Album „Jabberwocky” ma mniej narracji, ale Rick Wakeman wykonuje naprawdę niezłą robotę, zaś kolejne piosenki są prawdziwą rozkoszą dla uszu. Zawsze czułem, że Tracy była nieco niedocenianą piosenkarką, a przez cały ten i następny album pokazuje jak świetną jest wokalistką, z pewnością nie odstając od poziomu mistrza Boba Catleya. Słuchając dzisiaj tego albumu, można niemal poczuć, że jest to pod pewnymi względami twór przejściowy, ponieważ zarówno Clive, jak i Oliver wkrótce przenieśli się na teatralne sceny, nie zostawiając wszakże świata progresywnego zbyt daleko za sobą. Słychać też wyraźnie, że obaj panowie koncentrują się bardziej na samych piosenkach niż na słowie mówionym i chociaż jest na tym albumie kilka niesamowitych fragmentów narracyjnych, to pod pewnymi względami wydają się one nieco wycofane w stosunku do samej muzyki.

Po wydaniu płyty „Jabberwocky” Clive za pośrednictwem Ricka poznał słynnego aktora Roberta Powella. Stwierdził on, że ogromnie podobał mu się „Jabberwocky” i że chętnie wziąłby udział w podobnym przedsięwzięciu. Dzięki temu stał się on integralną częścią albumu „The Hound Of The Baskervilles”. Nie robię sobie najmniejszej nadziei, że dzisiaj dodam coś nowego do tego wszystkiego, co napisano już na temat tego albumu, bo nie dość, że był on jednym z moich ulubionych już od momentu swojej premiery, to jedna z moich córek ukochała sobie go tak bardzo, że przez ponad rok kręcił się w odtwarzaczu CD w moim samochodzie (o dziwo, jedna z jej starszych sióstr miała takie samo powinowactwo z debiutanckim albumem grupy Shadowland). Ten album to idealne połączenie muzyki i narracji, opowiadający historię doktora Watsona i Sherlocka Holmesa rozwiązujących zagadkę psa Baskerville'ów. Clive i Oliver udanie połączyli swe siły, aby stworzyć album, który moim zdaniem do dziś jest niezwykle ważny dla brytyjskiego rocka. Samo wsunięcie go do odtwarzacza po tak wielu latach było dla mnie jak spotkanie starego przyjaciela i momentalnie przeniosłem się w czasie i przestrzeni do XIX-wiecznego Dartmoor.

To album bezbłędny od początku do końca i jeśli tylko słucha się go z otwartym umysłem, bez oczekiwań, że będzie to przytłaczające progresywne arcydzieło, można na tym wiele zyskać. Oczywiście znajdziemy na nim elementy progresywne, ale są też chwile, kiedy słyszymy rosyjskie tańce ludowe, klasykę, muzykę teatralną i wiele, wiele więcej. Robert Powell dodaje płycie pewnego rodzaju magii, czegoś, co pojawia się również w sferze wokalnej i instrumentalnej i co wynosi całość na bardzo wysoki poziom wykonawczy.

Trzeci dysk, „Dark Fables”, to pod wieloma względami płyta bonusowa, a ponieważ dopiero co napisałem jej recenzję, sugeruję, aby przeczytać poświęcony jej osobny tekst. Teraz dodam tylko tyle, że słuchanie Ricka Wakemana zamykającego cały zestaw swoją interpretacją wiersza Lewisa Carrolla „The Jabberwocky” jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

Dla tych, którzy nigdy nie zetknęli się z omawianymi przeze mnie albumami nadszedł czas na odkrycie wspaniałej muzyki Clive'a Nolana i Olivera Wakemana. Przetrwała ona próbę czasu, a „Pies Baskerville’ów” pozostanie dla mnie już chyba na zawsze najprawdziwszym klasykiem brytyjskiego rocka.

 

Tłumaczenie: Artur Chachlowski

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok