Volbeat - Servant Of The Mind

Olga Walkiewicz

Historia duńskiego zespołu Volbeat zaczyna się w 2001 roku w Kopenhadze. Michael Poulsen – artysta o ogromnej charyzmie i pasji twórczej gromadzi wokół siebie pierwszy skład zespołu, jaki stanowią: Jon Larsen (perkusja), Teddy Vang (gitara) i Anders Kjolholm (bas). Przez te wszystkie lata, jak to bywa w wielu grupach, roszady personalne są rzeczą normalną. Przez zespół przewijają się kolejno Franz Gottschalk i Thomas Bredahl. Odchodzi też Kjolholm. Od 2013 szeregi Volbeat zasila amerykański gitarzysta – Rob Caggiano, a od 2016 roku – basista Kasper Boye–Larsen. W tej odsłonie „drużyna pierścienia” trwa dzielnie do dzisiaj i może się poszczycić całkiem pokaźnych rozmiarów dyskografią.

To czysto akademicka dyskusja, które albumy są lepsze od innych. Zagorzali fanatycy zespołu skłaniają się do wyróżnienia pierwszych dwóch („The Strength / The Sound / The Songs” i „ Rock The Rebel / Metal the Devil”). Sukces komercyjny to z pewnością „Beyond Hell / Above Heaven” (dwukrotny status platynowej płyty w Danii i złotej w Szwecji) oraz piąty album - „Outlaw Gentelmen & Shady Ladies” (platyna).

Ósmy studyjny album Volbeat pt. „Servant Of The Mind” ukazał się 3 grudnia 2021 roku. Powstał on w zadziwiająco krótkim czasie – zaledwie trzech miesięcy, a nagrany został w domowym studiu Michaela Poulsena. Pomimo obciążeń związanych z pandemią i lockdownem, wyłoniło się dzieło niezmiernie zróżnicowane. Z pewnością jest tu bardziej zagęszczona atmosfera niż na wcześniejszych płytach i powrót do cięższych klimatów. Lecz nie tylko. Zespół nie stroni od „rock’n’rollowo–tanecznej” aury i melodyjnych refrenów rodem z planu filmowego. Volbeat w „różowej”, wysłodzonej postaci ma tyle swoich zwolenników, co i wrogów. Całe szczęście, że chłopcy potrafią zgrabnie rozmieszczać marcepanowe ciasteczka pomiędzy chłodną stalą naostrzonych mieczy. Tak naprawdę, na płycie są liczne fantastyczne kompozycje, które stanowią o jej wysokim poziomie.

Album „Servant Of The Mind” rozpoczyna jeden z moich faworytów - „Temple Of Ekur”. Ogniste gitarowe riffy wplatają się w rytm serca i perkusji nadającej tej kompozycji szalonego charakteru i mocy. Refren podąża bardziej przebojowym szlakiem, lecz wszystko jest tu wyważone i daje świetny efekt. Równie ciekawym utworem jest promujący album - „Shotgun Blues”. To niesamowita, muzyczna opowieść o duchach, skreślona językiem nut i liter. Michael Poulsen przedstawia tu swoje wspomnienia, powraca do chwil, gdy wprowadzał się do nowego domu i zdradza sekrety nieprawdopodobnych rzeczy, jakie się wtedy działy. Jest jeszcze kilka mocnych i porywających kawałków na tym albumie, chociażby „The Sacred Stones”, „Mindlock” czy naznaczone stylem w jakim gra zespół Metallica - „Say No More”. Ambitne gitarowe brzmienia, siarczyste riffy, świetne harmonie - to główne atrybuty kompozycji Michaela Poulsena. Znakomicie niweluje to pojawiające się „słodkości” w formie balladowego „Dagen Før” (gościnny udział Stine Bramsen) czy tryskającego humorem, roztańczonego „Wait A Minute My Girl”. Przyznam się, że po kilku przesłuchaniach zaczęłam przy tym ostatnim „ciasteczku z lukrem” dziarsko podskakiwać niczym bohaterka filmu „Peggy Sue wyszła za mąż”.

Wersja podstawowa albumu zawiera trzynaście utworów, natomiast Deluxe dodatkowe pięć, w tym dwa covery: „Don’t Tread On Me” (Metallica) i „Return To None” (Wolfbrigade). Reasumując, „Servant Of The Mind” to album, który czym się dłużej słucha, tym coraz bardziej wciąga, niczym czarna dziura. Oby tylko nie zagubić się w tym kosmosie i wrócić na ziemię w jednym kawałku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!